wtorek, 7 sierpnia 2018

THE NIGHT FLIGHT ORCHESTRA - "Sometimes The World Ain't Enough" - (2018)









THE NIGHT FLIGHT ORCHESTRA
"Sometimes The World Ain't Enough" 
(NUCLEAR BLAST)

*****





Dokładnie trzynastu miesięcy potrzebowali Szwedzi z The Night Flight Orchestra, by opublikować kolejną, a co ważne: jeszcze dojrzalszą płytę, od i tak już znakomitej "Amber Galactic".
Ponownie otrzymujemy z przymrużeniem oka kosmiczną okładkę, która jednocześnie idealnie zazębia się z konceptem poprzedniczki. Przy tym, najnowsze kompozycje także wydają się logicznym tego następstwem. Można nawet odnieść wrażenie, iż sesja nagraniowa trwa nieprzerwanie, i że za chwilę dojdą do głosu kolejne bliźniacze piosenki. Z reguły cztero-, pięciominutowe, choć tym razem przydarzył się nawet mini-suitowy wyjątek, w postaci strukturowo, a i też melodyjnie okazałej "The Last Of The Independent Romantics".
Znany z Soilwork, wokalista Björn Strid, zdecydowanie posługuje się czystym śpiewem, a jego death-metalowy, uczepiony także tamtej formacji kompan - gitarzysta David Andersson - rysuje się nadwornym kompozytorskim wieszczem Orkiestry Nocnego Lotu zupełnie, jakby żyłkę do hard-rockowych melodii wessał wraz z pierwszą kroplą matczynego mleka.
Panowie z The Night Flight Orchestra bez ogródek czerpią z amerykańskiego syntezatorowego hard rocka drugiej połowy lat siedemdziesiątych, zarazem wchodząc na niemodny już grunt, który ponownie starają się wprowadzić na salony. Prawdą też, że choć żadna z tego skomplikowana muzyka, to jednak kłopotliwym wydaje się znaleźć dla niej odpowiednią zwięzłą etykietkę. I bardzo dobrze, tej płyty trzeba przede wszystkim posłuchać.
Proszę sobie wyobrazić, że wszystkie dostępne tu zwrotki, refreny, jak też barwne zagrywki gitarowo-klawiszowe, noszą ślady tradycyjnego hard rocka, ze znaczącymi wpływami rocka progresywnego oraz dostrzegalną szczyptą space- oraz synth-rocka. Dodatkową atrakcją kolejne częste kobiece wtręty melodeklamacyjne. Na poprzedniej płycie dostąpił nas nawet akcent polski, jednak tym razem muzycy dali szansę kilku innym narodowościom.
Płytę otwiera chwytliwe "This Time", do którego także dokręcono niskobudżetowy klip. Znakomity kawałek, jednak z pełnią przekonania upatruję jeszcze większej mocy w porozsiewanych w dalszej części płyty piosenkach, co perfekcyjna "Barcelona", i nieznacznie jej ustępujące "Can't Be That Bad", "Lovers In The Rain", "Winged And Serpentine", "Paralyzed", bądź "Speedwagon". I tylko żal, że tasiemcowa perła "The Last Of The Independent Romantics", z uwagi na swe ponad 9-minutowe rozmiary, nie otrzyma szansy podbicia radiowego eteru. Dla mnie jedna z najlepszych piosenek tego roku.  
Słucham tej płyty od dobrych dwóch miesięcy, a ta za nic nie chce zwiędnąć. Proszę dać wiarę, iż tylko nielicznym udaje się tak długo przetrwać.
No proszę, grupa początkowo miała być tylko skokiem w bok, gdy jej uczestnicy wydawali się przede wszystkim pochłonięci wypromowanymi przez lata markami, co Soilwork, Spiritual Beggars czy Arch Enemy. Na szczęście jednak odniesiony umiarkowany sukces nie pozwolił przedwcześnie zamknąć za sobą drzwi.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"