sobota, 4 sierpnia 2018

szerszenie

Letni wysyp koncertów. Wczoraj Roger Waters w Krakowie, także na Pol'And'Rock Judas Priest, a chwilę wcześniej Iron Maiden, Scorpions.... Przy czym, wymieniam tylko megagwiazdy, gdyż dzieje się dużo więcej. Oto dowód, iż w wakacje nie trzeba odpoczywać od muzyki.
Za pięć dni albumowi Europe "Out Of This World" stuknie trzydziestka. Bardzo go lubię, w swoim czasie trzymałem go na talerzu nieprzerwanie.
Osiągnął nakład "zaledwie" trzech milionów egzemplarzy, co w konfrontacji z piętnastoma milionami "The Final Countdown", było znacząco poniżej oczekiwań. Spójrzmy jednak na to, kto dzisiaj osiąga takie liczby?
"Out Of This World" powstało już bez Johna Noruma, który później co prawda powrócił do grupy - i jest w niej do teraz - jednak wówczas na moment przekazał wiosło Kee'emu Marcello.
Proszę zauważyć, że na tym albumie każda piosenka - no może prawie każda - rozpoczyna się od "uuuuu", albo "ooooo". Dopiero później pojawia się tekst. Niektórych dawnych metali coś takiego ostro śmieszyło, a dzisiaj proszę, ma to swój urok. Z tym, że mnie nie śmieszyło nigdy, ponieważ od zawsze uwielbiałem Joey Tempesta, więc ten mógł nawet pojękiwać, a byłbym zachwycony.
Pierwsze z albumowego brzegu cztery piosenki ukazały się na singlach. Wszystkie świetne, absolutnie trafione. Nie mogłem się jednak nadziwić, dlaczego promotorzy nie postawili także na "Ready Or Not" oraz "Sign Of The Times". Co prawda, drugą z nich wydano na singlu w Argentynie, jednak to zagwarantowało jej tylko lokalną sławę.
Z racji nadchodzącej rocznicy przypomniałem sobie również ubiegłoroczne "Walk The Earth". Album z solidnymi podstawami, dobrym brzmieniem, lecz cierpiącym na kompozycyjną nijakość. Niewiarygodnie słaba płyty, z której tak dumni przecież sami muzycy. Wcześniejsze "War Of Kings", to dopiero kapitalna rzecz. Znajdziemy tam m.in. przebojową lutę "Days Of Rock'n'Roll", od której nie sposób się uwolnić. Natomiast na całej "Walk The Earth" nie ma choćby jednego tak dobrego fragmentu. Że na dobitkę wspomnę jeszcze bluesującą balladę "Angels (With Broken Hearts)" - absolutny majstersztyk poprzedniego dzieła. O takie kompozycje uśmiecham się do ekipy Tempesta i Noruma, a o "Walk The Earth" szybko zapominamy.
Na moim osiedlu grasują szerszenie. Nie ma żartów. Mam nadzieję, że nie jestem na ich jad uczulony.
Po powrocie z urlopu wleciał do mego muzycznego pokoju jeden, następnego dnia ten sam, albo jego kumpel, a wczoraj od razu dwa. Pofruwały pod rozgrzaną żarówką i nie dały się wyprosić. Zabijać nie chciałem, więc nieco ryzykując postanowiłem unicestwić owady za pomocą jakiegoś przezroczystego kuchennego pojemnika. Najpierw cap jednego, po chwili drugiego, i sru za okno. Obyło się bez ofiar, ale powinienem je dziabnąć - albo one mnie.
Nie ma żartów. Niekoniecznie trzeba mieć alergię, by z powodu ukąszenia nawet jednego szerszenia przenieść się na łono Abrahama. Wszystko zależy od ilości wstrzykniętego jadu. Inna sprawa, że nasz szerszeń europejski, to zupełnie inna bajka od jego azjatyckiego kuzynostwa. Tamte rocznie zabijają setki ludzi.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"