wtorek, 14 marca 2017

zmiany na gorsze

Przez chwilę zawahałem się nad sensem Nawiedzonego Studia - na dzień 26 marca. Pierwszego wiosennego wydania. W zasadzie już zdążyłem zaklepać zastępstwo w osobie Krzysztofa Ranusa, ale muszę sprawę odwołać. Nie mogę się z Państwem nie spotkać. Serce nie pozwala. Trudno, zabiorę laptopa, nastawię mecz, w eter zapuszczę jakiś dłuższy koncertowy fragment, a uroczyście przywitam Słuchaczy wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego.
Mam zbyt wiele do zaprezentowania, by pozwolić sobie na całkowitą absencję. Myślę jeszcze nad zastępstwem Krzysztofa tylko w pierwszej godzinie, pomiędzy 22.00 a 23.00. To rozwiązanie byłoby idealne, pytanie tylko, czy on sam na nie przystanie. O wszystkim jeszcze poinformuję.
Troszkę mnie zdopingował radiowy kompan Maciek Madejski, który zasugerował: "Andrzej, nie wszystkich interesuje futbol, ja na przykład go nie cierpię". Uświadomił, iż skrzywdziłbym wszystkich oczekujących naszego jedynego w tygodniu spotkania. Młodszy kolega i o niezamulonym umyśle.
Znajomy będący wykładowcą na jednej z poznańskich uczelni poinformował mnie o koncercie Józefa Skrzeka, który planują niebawem zorganizować jego władze uczelniane. On sam, jako muzyki fan, postanowił w pokoju wykładowców nieco zagrzać do boju koleżanki i kolegów, a w odwecie padło wiele zapytań: "Józef Skrzek, a kto to?". Jeśli kiedykolwiek spotkacie mili Państwo Artystę, nie mówcie mu tego proszę.
Poleciałem rano do Pestkowego Saturna. Po płytę Krzysztofa Komedy z tematami filmowymi, bo właśnie się ukazała, a ja zawsze takową mieć pragnąłem. Troszkę zdumioną miałem minę, gdy ujrzałem nowe stanowiska kasjerskie. Pomijam, że niewygodne dla klientów, ale jak można pracownikom odebrać możliwość obsługi na siedząco? Chamstwo. Miało być inaczej, to się nazywa - profesjonalniej, a wyszło jak zawsze gorzej. Czy zmiany nie mogą nigdy być na lepsze? W firmie mojej Żoneczki w ostatnich latach nastąpiło ich kilka, i wszystkie dały jej tylko po nosie. Bo jeden dyrektor, czy inny kapucyn, tak muszą zarządzić, by tylko zwykłym ludziom utrudnić, czytaj: upodlić życie. Czy to tylko taka nasza polska specjalność?
Od rana uruchamiam płyty Y&T, oglądając przy tym fotki z buźką nieodżałowanego Joey Alvesa. 63 lata, kurcze - młody facet. Nie godzę się na bezduszność natury, bądź na głupawe zagrywki naszego Stwórcy. W którego istnienie mocno powątpiewam. Tylko błagam jednego z naszych czytelników - bez cytatów biblijnych. Proszę uszanować mą odrębność.
Muzyka na dziś: Y&T. Ze wszystkich tych płyt, o których w napisanych nocą tekście wspomniałem. Może nawet z naciskiem na schyłkową płytę z udziałem Alvesa "Contagious". Ostatnie słowo na tym albumie należało właśnie do niego. Dwu i półminutowe instrumentalne "I'll Cry For You" niech zatem dziś zabrzmi symbolicznie. Ten cudowny gitarowy kawałek porusza równie mocno, co "Wild Frontier" Gary'ego Moore'a, a pozostaje praktycznie lądem nieodkrytym. Oczywiście nie licząc posiadaczy całego albumu. Nie lubię uchylać rąbków tajemnic, ale tym razem uczynię wyjątek: posłuchamy tego w najbliższą niedzielę.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"