"Children Of War" to jak na razie najbardziej przejmująca pieśń 2017 r. Rozwija się powoli, delikatnie, by z czasem w jej tło wdarł się wstrząsający ponury pejzaż. Wyobrażam sobie teledysk, choć takowego chyba jeszcze nie ma. Byłby smutny, w gromach mroku, świetle gruzów i ogarniającego popiołu. Maire Brennan wciąż stać na poziom niedostępny innym. "...na niebie krew (...) dzieci wojny nie mają dokąd pójść (...) dzieci miłości pragną być wolnymi...". Chyba dziesięć razy z rzędu posłuchałem tego dosłownie przed chwilą. Na koncercie w Auli też można było docenić wymiar tej kompozycji, ale w zaciszu domowym dotarła do mnie całkowicie. Po przepięknym koncercie teraz słucham najnowszych nagrań Królowej Celtów. Bono kiedyś o Maire powiedział, że ma ona najpiękniejszy głos, jaki może odebrać ludzkie ucho. Nie kłamał.
Zakupiony starszy wspólny album Moyi z Cormac'kiem De Barrą, też wydaje się wspaniały. Piszę "chyba", bo dopiero rozpoczynam z nim przygodę. Skromna delikatna płyta. Na dwie harfy, dwa wymienne wokale oraz kilka wspomagających instrumentów, typu buzuki, skrzypce czy flet. W zasadzie żaden z tego odległy klimat od tego dobrze utartego z albumów podpisanych nazwiskiem Moya Brennan.
Wściekam się, gdy dopadają mnie wieści o tak nikłej warszawskiej frekwencji (podobno ok. 200 osób). Za dobrze w dupskach. No tak, ale jeśli w Stolicy każdego tygodnia występuje po kilka gwiazd światowego formatu, to... Ale żeby w Poznaniu (ponoć ok. 500 osób) też takie prześwity, w dodatku w tak pięknej Auli, do której bilety na Maire przecież nie kosztowały majątku (od 80 zł !). Wstyd. Czuję zażenowanie. Czułem już je w trakcie koncertu. Szczególnie, gdy mocne światła padały na puste krzesełka - około 40 procent obiektu. Wściekam się jeszcze bardziej, gdy mój Syn okazjonalnie współpracujący z pewną koncertową agencją informuje o sukcesach takiego badziestwa, jak: Coma, Hunter, Kult, itp..., na których koncertach zawsze stoi komplet. A bywa, że i nadkomplet. Wiem wiem, pretensje do Pana Boga, że głupie dzieci zesłał. Kazik co pół roku straszy występami w Poznaniu. A to, jako Kazik, a to jako Kult, i zawsze full grandos wypas arenos. Czyżbyśmy mieli tak mierne zapotrzebowanie na sztukę? Ciągle jedną i taką samą. Oczywiście po raz kolejny narażę się entuzjastom licealnego rocka, którzy bez tej popłuczyniarskiej komerchy, zwanej inteligentną alternatywą, żyć nie potrafią. Niemal każdego dnia widuję plecaczki z naszywkami Red Hotów, Comy, Kultu, Pidżamy, Kornów, Slipknota i Metalliki. Wszyscy mają poprzyszywanych tych samych idoli. I teraz nie wiem, czy to wynika ze stanu faktycznego, czy tylko takowych się "naszywkuje". Powiem coś Państwu, że najgorzej się czuję, gdy czasem spotykam Goehsika (perkusistę Kultu) - fajnego gościa, którego znam od blisko czterech dekad, i z którym nawet w epoce wypaliłem kilka trawek. Lubię go, naprawdę, ale jak mam się z nim wdawać w muzyczne konfrontacje? Nie chcę doprowadzić do wzajemnego schodzenia sobie z drogi, więc nie rzucam mu w twarz, że zmarnował się artystycznie, grając w takim gównie, za jaki uważam ekipę Kazimierza Staszewskiego. Dość wrogów, lecz za szczerość masz ich bracie na wyciągnięcie dłoni. Łatwo kumpla stracić, więc nie mów mu, że to, co tworzy, jest beznadziejne. Więc nie mówię, choć wiem, ze od "więc" zdania się nie rozpoczyna.
Obiecałem sobie, że już nie będę najeżdżać na rodzime podwórkowo-śmieszne roczki Luxtorped, Esidów, Łąki łanów, Łąki Łajnów i innych tam Strachów, bo kładę na nich wszystkich lachę. Niestety powyższe koncertowe wydarzenia wywołuję stertę gorzkości i eksplozji, tylko z pozoru nieczynnej na co dzień agresji. Podobno ta drzemie w każdym z nas, by ją uruchomić wystarczy tylko niedźwiedziowi podsunąć miodu pod nos.
Zaczynam się bać o środę. Żywię nadzieję, że na koncert Sophie Ellis Bextor przybędzie nas nieco. I że nie będzie frekwencyjnej powtórki z Heather Novy. Tomek Ziółkowski zapewniał wczoraj, że w listopadzie 2011 roku było nas w Stodole ponad trzydzieści osób, ja obstawiam góra trzydzieści. Przy czym pada zapytanie, ilu z nich zakupiło bilety? Bo jeśli uczyniła to tylko moja ekipa, a cała reszta na zaproszeniach...
Nie znam się na organizacji koncertów, na ich promowaniu, itd... , lecz gdyby mi ktoś zaproponował występ Maire Brennan w poznańskiej Auli, mieszczącej niecałe tysiąc osób, odrzekłbym: "biorę!". I gdybym na sukces tego przedsięwzięcia postawił głowę pod topór, to dzisiaj już byśmy nie rozmawiali. Na szczęście sobotni John Mayall ponoć całkowicie wyprzedany. I to na grubo przed. Brawo! Przynajmniej w tym przypadku poznańskie Pyry nie dały ciała.
Dobrze, przyznaję, ja też często wbijam na koncerty na tak zwany "krzywy ryj" (przepraszam za określenie, ale nie wynaleziono dotąd stosowniejszego), ale gwoli usprawiedliwienia przynajmniej masowo wykupuję płyty. Mnóstwo płyt. Tak więc każdego ulubionego wykonawcę posiadam skompletowany dorobek. Nie ściągam muzyki z sieci, nie przesłuchuję jej tam, pomimo mnogości namów, od których nie mogę się wręcz opędzić. Wieczne ci sami piraci podsuwają linki do korzystania z tych cholernych złodziejskich (niby legalnych) serwisów. I tylko mój upór daje im pstryczka w nos. Nie dam się złamać.
Muzyka na dziś: Moya Brennan. Bez znaczenia z jakiej płyty. Wszystkie wspaniałe. Mniej, bardziej, ale wspaniałe. Teraz jednak ze szczególnym naciskiem na "Children Of War" - cudo !!!.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"