Pomimo, iż Krystyna Prońko wraz ze Sławkiem Wierzcholskim współpracowali już w przeszłości, trudno mi było wyobrazić sobie kolaborację jazzowej wokalistki z podobno najlepszym w naszym kraju bluesowym harmonijkarzem, którego korzenie płyną w nurtach Wisły i Drwęcy. W dodatku facetem o nie najlepszych warunkach głosowych, choć w bluesie to przecież najmniej istotne. Wierzcholski ma jednak pewną przewagę nad Krystyną Prońko, wszak ktoś mądry kiedyś oznajmił, iż blues to korzenie, a reszta to tylko owoce.
Krystyny Prońko to ja zawsze chciałem na żywo posłuchać, a dotąd jakoś nie było okazji. No to właśnie się nadarzyła.
Duet Prońko i Wierzcholski wydali niedawno płytę pt. "Samotna Kolacja", która była nawet przed ich występem do kupienia. Ta, i jeszcze kilka innych. Kupiłem inną, na ewentualną najnowszą postanowiłem poczekać do końca występu. Forsa się jednak rozeszła przy barze, więc ostatecznie płyta musi poczekać.
Zastanowiło mnie tylko jedno, i to już na samym początku ich wspólnego występu. Bo trzeba dodać, że zanim Krystyna Prońko zagościła na scenie, to pierwsze dwa numery (wśród nich "Szósta Zero Dwie") skroił Sławek Wierzcholski z towarzyszącą mu sekcją. Co on tam robił z tą harmonijką... dmuchał, chuchał, klękał, siadał... brakowało tylko orgii. Gdy wreszcie na scenę wślizgnęła się w czerwonej kreacji Pani Krystyna, trybuny jakby się ożywiły, a na powitanie pazur - "Deszcz w Cisnej". Faktycznie wszystkich ś-"cisnęło" w gardle. No i przyszedł taki moment, który mocno zaniepokoił. Pani Krystyna zapowiadając kolejny kawałek dorzuciła, iż będzie to jej ulubiony z najnowszej płyty, ponieważ jest najmniej country-bluesowy. Bardzo fajny, nie powiem, ale pomyślałem - i co dalej? Teraz to już tylko przed nami jakaś lipa? W takim razie, jakie męki musiała przeżywać piosenkarka realizując z dziadem bluesmanem płytę daleką od emocjonalnych zapotrzebowań. Profesjonalizm jednak polega na tym, że potrafi się zaśpiewać niemal wszystko. A Pani Krystyna już w życiu niemal ze wszystkim się zmierzyła, no to teraz pozostał już tylko blues. Faktycznie, następne piosenki już wyraźnie mniej ciekawe. Ich wartość ratowały odpowiednie gawędy Wierzcholskiego, które robiły do nich za wprowadzenie.
Płyty jeszcze nie mam, choć ta ma do mnie lada moment trafić, jednak na podstawie koncertu wydaje się praktycznie już na starcie do zapomnienia. Choć może nie, niech stanowi za pamiątkę z wczorajszego wydarzenia. Za szczególną zresztą pamiątkę, albowiem posłuchać Krystyny Prońko to przecież niecodzienność. Mnie udało się dopiero po raz pierwszy w ponad pięćdziesięcioletnim stażu.
Krótko było, od 20.15 do 21.30. Łatwo więc obliczyć, a to czas włącznie z bisem. Jedną jedyną piosenką - za to jaką: "Jesteś Lekiem Na Całe Zło". Dla tego fragmentu warto było podnieść dupsko, by oddać szacunek Pani Krystynie. Niestety dla większości zgromadzonych był to jednak zbyt duży wysiłek.
Wieczór do zapamiętania z dwóch powodów: raz, że spotkanie z legendą krajowej piosenki i bezapelacyjnie jednym z głosów wszech czasów, a dwa, gdyż nie co dzień barmanka po pierwszej szklaneczce zapamięta faceta, czego mu nalać po raz drugi. I tu mnie szczególnie duma i pycha rozpycha - a jak!
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"