czwartek, 23 marca 2017

nie żyje były perkusista BOSTON, SIB HASHIAN (17.VIII.1949 - 22.III.2017)

W czwartek 23 marca w okolicach godziny 16-tej miesięcznik "Classic Rock" poinformował o śmierci Siba Hashiana - ex-perkusisty amerykańskiej grupy Boston.
Dzień wcześniej w trakcie festiwalu "Legends Of Rock Cruise" Sib zasłabł na scenie i pomimo prób reanimacji niestety nie udało się go uratować.
O ironio, jak to się dzieje, jeszcze w ub.miesiącu podczas jednego z koncertów Sib ponoć popisywał się niezwykłym solo na bębnach, a świadkowie twierdzą, że był w życiowej formie.
Sib Hashian zagrał na trzech pierwszych, a zarazem najlepszych i najsłynniejszych albumach Boston. Należy jednak przy tym napomknąć, iż nie był on pierwszym perkusistą grupy. Tym był Jim Masdea, który na jedynce Boston załapał się na grę w "Rock & Roll Band", choć oficjalnie muzyk ustąpił miejsca Hashianowi na rok przed nagraniem debiutu.
Przeciętny Kowalski zapewne przypisze główne zespołowe zasługi (i nawet słusznie) rewelacyjnemu gitarzyście, kompozytorowi i producentowi Tomowi Scholzowi, jak też w drugiej kolejności rozpozna charakterystyczny głos nieżyjącego już Brada Delpa. Trzeba jednak uczciwie przerzucić przynajmniej część podziwu dla wszystkich pozostałych muzyków tej znakomitej formacji, w tym też dla perkusisty Siba Hashiana.
Boston w latach 70-tych brzmieli bez cienia przesady rewolucyjnie. Oczywiście spora w tym zasługa Toma Scholza, którego potężna gitara stroiła, jak żadna inna. Grupa wypracowała sobie oryginalny styl, który mocno ją wyróżniał na tle innych hard rockowych bandów. W konsekwencji debiutancki album sprzedano w ponad 17-milionowym nakładzie (dane na okolice 2006-2007 roku), a wydany dwa lata później "Don't Look Back" rozszedł się w ponad 7-milionach. Na tym tle proszę sobie wyobrazić, jaką to "porażką komercyjną" musiał okazać się wydany aż po ośmiu latach przerwy trzeci album "Third Stage" - ten z przebojem "Amanda", którego nakład oscylował w granicach "ledwie" 3 milionów egzemplarzy.
Wracając na moment do kanonowej "jedynki"... Na albumie tym świecił przede wszystkim ogromny przebój "More Than A Feeling" (obłędne brzmienie gitary Scholza !!!), który przy okazji otwierał całość. Jednak ani na moment nie ustępowały mu rock'n'roll/boogie/hard rockowe "Smokin' ", "Piece Of Mind" czy "Rock'n'Roll Band", a pewnej elegancji dodawały też łagodniejsze "Hitch A Ride" oraz zamykający album "Let Me Take You Home Tonight". Ten ostatni wyróżniał się jeszcze ładnymi wielogłosowymi partiami wokalnymi, nad którymi rzecz jasna prym wiódł sam Brad Delp. Wspaniała płyta. Jedna z nielicznych zza oceanicznej krainy, która zawsze miała poważanie u europejskiego odbiorcy. Może dlatego, że Scholz pomimo słabości do ładnych, wręcz popowych melodii, potrafił przyłożyć niemal z metalową mocą, co na naszym kontynencie w tamtych czasach było wręcz pożądane. I w zasadzie podobnie mógłbym napisać o kolejnych dwóch albumach. Drugim "Don't Look Back", który był niemal kopią debiutu, jednak jako kopia nie miał już szans w konfrontacji z młodszym braciszkiem. Do trzeciego "Third Stage" mam równie wielki sentyment, co szacunek, choć w 1986 roku niestety taka muzyka interesowała już sporo mniej osób.
Jestem świadom, iż śmierć Siba Hashiana zainteresuje obecnie tylko najbardziej zagorzałych sympatyków Boston, do których moja (nie)skromna osoba także się zalicza.
W ubiegłym 2016 roku pożegnaliśmy bardzo wielu artystów z życiowym stażem 67- i 69-letnim. Sib Hashian z łezką w oku dołącza zatem do kolektywu tych pierwszych. Wiem, to tylko liczby, ale na starość zaczynam na takie detale coraz baczniej zwracać uwagę.
Doceniam Cię Sib i składam wielkie dzięki za Twój wkład w budowaniu mego muzycznego świata. Dzięki Ci piękne za wszystko, a teraz brnij do świata lepszego...






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"