środa, 8 marca 2017

THUNDER - "Rip It Up"- (2017) -







THUNDER
"Rip It Up"

(EAR MUSIC)
****





Kto by się spodziewał, że w dzisiejszych czasach, z taką muzyką, da się dotrzeć do 3 miejsca na "UK Top 40". A jednak. Thunder za sprawą "Rip It Up" powtórzyli sukces z początków kariery, kiedy to albumami "Laughing On Judgement Day" (1992) oraz "Behind Closed Doors" (1995) wdrapywali się na Wyspach odpowiednio do 2 oraz 5 lokaty wśród najlepiej sprzedających się albumów. Być może nawet w wielu przypadkach wszelakiego rodzaju wykresy nie są odzwierciedleniem prawdziwej artystycznej wartości, mnie jednak radują wysokie notowania od lat lubianego zespołu. Ponadto odczuwam satysfakcję z wciąż dużego zapotrzebowania na solidnego rocka. Nie jakiegoś modnego, przemijającego, a jak najbardziej opartego na rasowych hard rockowych podstawach.
Już poprzednie "Wonder Days" wydane po siedmiu latach rozłąki pokazało Thunder w mocnej formie, przynosząc na świat jedno z najlepszych dzieł w zespołowej karierze. Też przecież docenione - 9 miejsce w Zjednoczonym Królestwie. "Rip It Up" wydaje się jego konsekwencją i udaną kontynuacją.
Dobrze grupie zrobiła jeszcze przecież nie tak odległa dłuższa przerwa, a w konsekwencji podpisanie kontraktu z nową wytwórnią. Pojawiły się świeże pomysły, dobre chwytliwe melodie, przy zachowaniu wypracowanego stylu. Thunder zawsze w hard rocku lubili nieco poflirtować z klimatami funkowymi, mając jeszcze lekką rękę do pięknych ballad. Na "Rip It Up" z typowych poskramiaczy serc jest co prawda tylko jedna - "Right From The Start" ("...właśnie piszę tę piosenkę, by pełnią serca wyjawić ci mą miłość...") - za to próby najwyższej. Do tego grona można jeszcze dołączyć obłędnie zaśpiewaną przez zawsze niesamowitego Danny'ego Bowesa "Heartbreak Hurricane" ("... wokół zawisły nade mną czarne chmury, gdzieś z boku runął zimny deszcz, a huragan złamał mi serce..."), choć to raczej rodzaj mocnej ekspresyjnej, wręcz hard rockowej ballady. Z tnącymi gitarami i chwilami bombastycznymi uderzeniami perkusji. Miód na moje uszy - absolutnie albumowa perła. W tej kategorii - ma się rozumieć, bowiem Thunder należy rozpatrywać przynajmniej w kilku.
Proszę nie przegapić napędzanego fortepianem na pół rock'n'rollowego "The Chosen One". Jedna gitara tnie, druga maluje - z rozkoszą się słucha tej rytmicznej kompozycji. Na podobne wyróżnienie zasługuje finałowe bluesujące "There's Always A Loser". Ponownie istotną rolę odgrywa tu fortepian oraz duch dawnych kompozycji Free, Bad Company czy The Rolling Stones. Równie dobre wrażenie pozostawia podszyty rhythm'n'bluesem niespieszny numer "In Another Life". Z kolei kąśliwy tytułowy "Rip It Up" widziałbym w roli koncertowego otwieracza. Muszę przyznać, że nieźle rozgrzewa ten z lekka funkująco hard rockowy kawałek. Grupie udało się także połączyć przebojowość z antynarkotykowym przesłaniem, co nastąpiło w "She Likes The Cocaine" ("...w jej głowie już nie ma mózgu młodej dziewczyny..."). Troszkę za sprawą gitarowej sekcji zapachniało Led Zeppelin w "Tumbling Down". No i jeszcze te gitarowe solo w jego drugiej części. Już w dniu narodzin jawi się klasykiem.
Kolejna klasowa płyta Thunder. Bez żadnych wpadek, a przynajmniej z kilkoma mocnymi i wyrazistymi punktami. Po raz kolejny szczególne brawa i wyrazy szacunku dla gitarzysty i głównego kompozytora Luke'a Morleya. 

P.S. Niewiele droższa wersja limitowana zawiera dodatkowe dwie płyty z zapisem koncertu z 27 stycznia 2016 roku w londyńskim "100 Club". Wówczas grupa promowała poprzednie "Wonder Days". Obok więc ówczesnych nowych kompozycji, można także położyć uszu na klasycznych "River Of Pain", "Backstreet Symphony" czy "Love Walked In".






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"