Po śmierci Wojciecha Młynarskiego zdałem sobie sprawę nie tylko ze straty genialnego poety, tekściarza, kabareciarza, ale i konferansjera. Pan Wojtek był typem gawędziarza, co nieżyjący Bogusław Kaczyński oraz Zygmunt Kałużyński. Ludzi, których zawsze stawiam za wzór elokwencji, obycia, oczytania i wszech wiedzy, a także umiejętności jej przekazywania w sposób niedościgniony większości tego pragnącym.
Namiętnie słucham nagrań Wojciecha Młynarskiego, zarówno z jego czynnym jak i pośrednim udziałem, i wyszukuję niezliczonej liczby smaczków. Nieważne, czy mowa o piosenkach z lat sześćdziesiątych, czy sporo późniejszych. Wszystkie aktualne, uniwersalne. Będą w użyciu przez następne dziesięciolecia, dla kolejnych pokoleń.
Wczoraj wieczorem poszukałem w szafie starej płyty, którą nabyłem jako 12- lub 13-latek - Jarema Stępowski "Szemrane Tango". Niegdyś bawiła mnie do łez. Chciałem sprawdzić, czy przetrwała próbę czasu. I przetrwała. Na niej tylko dwa teksty Wojciecha Młynarskiego, za to jeden do bodaj największego przeboju Stępowskiego "Taksówkarz Warszawski". Aktualność tego dowcipu już w tamtych latach rzucała się w uszy. Płyta przecież pierwotnie ukazała się w 1966 roku, a ja nabyłem ją z racji oczywistych dopiero w okolicach 1977/78 roku, kiedy już dorobiła się Złotego Statusu. Na okładce - z okazji powyższej, pojawiła się nawet naklejka: "Złota Płyta", której na szczęście nigdy nie próbowałem zerwać. Bawiły mnie nie tylko humorystyczne teksty najbardziej warszawsko śpiewającego Warszawiaka (bądź Warszawianina - bo dzisiaj są już dwie szkoły wymowy), ale także sam Jarema Stępowski, któremu wplatanie do lekkiej śpiewnej twórczości regionalnej gwary, przychodziło w sposób naturalny. Nigdy nie wstydziłem się przed dawnymi kumplami sympatyzowania z tego rodzaju twórczością. Dla nich to był obciach, dla mnie odskocznia, kabaret, bazarowa operetka.
Nigdy nie przypuszczałbym, że w audycji wyemituję głos Jarema(iego) Stępowskiego. A stało się. Co prawda nie z "Szemranego Tanga", a z boxu Pana Wojtka "Wojciech Młynarski - Prawie Całość". Piosenka "Statek Do Młocin" zabawna po pachy ubaw, spodobała się nawet mojemu szanownemu niedzielnemu realizatorowi. Choć ktoś zaraz w sms-ie napisał, że jadę po bandzie i bardzo ryzykuję. Ciekawe co? W moim wieku ryzyko? Hmmmm... Z podjęcia ryzyka mam Syna, którego kocham ponad wszystko.
Muszę jeszcze dodać, bo zapomnę, a jest widać okazja.... otóż jako smarkacz naprawdę zasłuchiwałem się "Szemranym Tangiem". Widać to także po płycie. Nie umiałem się jeszcze wówczas należycie obchodzić z winylami. Ilość odtworzeń, przetarć z kurzu czy innych chuchnięć, widoczna na zmatowiałych rowkach. Do łez bawiły: "O jednej Wiśniewskiej", "Chodźmy Felek Na Kufelek", "Przedziałek" czy "Pan Walenty". Bawiła zresztą całość. Już taki byłem, i chyba nadal takim jestem. Mogę posłuchać Wojciecha Młynarskiego, Jaremę Stępowskiego, po czym sobie trzasnąć Blek Sabacik lub Dżudasków. Choć nie wolno mi skrytykować dla przykładu ostatnich Depeszków, albowiem już dawno temu wrzucono mnie na jedyny gitarowy grunt, że za elektronikę ni rusz. Gdy kilka dni temu na Facebooku spróbowałem dać się wciągnąć w konwersację o "Spirit", to były radiowy kolega zasugerował, że co ja tam mam do powiedzenia, skoro słucham tylko gitarowych szarpidrutów. Nie znam się, więc morda w kubeł. Uznałem, że szybko należy dać na wsteczny, bo zaraz rozszarpią jemu podobnie myślący. To nic, że gdy zasłuchiwałem się Kraftwerk, Tangerine Dream, Space, a później Human League, Garym Numanem, itp. twórcami, to ów napastnik jeszcze szczał w pieluchy. Ale dobrze, niech mu tam będzie.
Muzyka na dziś? Proszę sobie wybrać. Może być Jarema Stępowski, albo Wojciech Młynarski, równie dobrze jakiś Megadeth, Slayer lub Kreator. Ewentualnie Mark Knopfler lub Zbigniew Wodecki. Proszę samemu zdecydować. A ja faktycznie dziabnę sobie łomocik z przesympatycznymi Finami z Battle Beast. Noora Louhimo popieści gardełkiem me uszne bębenki, jak żaden zblazowany Martin Gore, którego dwie piosenki na "Spirit" mogłyby faktycznie dopomóc niedoszłym samobójcom w podjęciu autodestrukcyjnej decyzji. Płyta "Bringer Of Pain" dostała ode mnie niedawno cztery i pół gwiazdki. Dzisiaj dostałaby pięć, a nawet w skali pięciopunktowej, sześć. A co, stać mnie.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"