niedziela, 13 maja 2012

MANZAREK-ROGERS BAND, 12.05.2012, Poznań, "Eskulap". Już po koncercie. Jak było?




Nie byłem jeszcze nigdy na takim koncercie, pomimo iż kilka różnych bluesowych w życiu mi się przydarzyło. Ale po kolei.
Troszkę się z kolegą Piotrkiem zdziwiliśmy, że koncert musiał odbyć się na ciaśniutkim pięterku, czyli na małej scenie, i tak ze trzy razy mniejszej widowni od tej na ewentualnym parterze. Zatem na oko, przyszło nie mniej niż dwieście osób, ale nie więcej niż trzysta. Przyznam ze wstydem, że na rozgrzewającym supporcie Werbińska & Pawlina, siedzieliśmy sobie z kolegą w zacisznym i zaułkowym pomieszczeniu, z wygodnymi fotelami, i popijaliśmy piwko, a dochodząca muzyczka ze sceny stanowiła tylko miłe tło do naszych pogawędek o różnorakich przyziemnościach życiowych. Ładnie bluesował ze sceny ten mieszany duet, jednak stare kości i mięśnie, oszczędzaliśmy sobie na Gwiazdę Wieczoru. A tę zapowiedział konferansjer Pan Jan Chojnacki. Po czym zszedł ze sceny, przeszedł przez widownię i udał się na dół po zespół, który miał zamiar osobiście po niedługiej chwili przyprowadzić na scenę. Jako, że stałem blisko schodów i jedynego możliwego wejścia , Panowie Manzarek, Rogers i Spółka, dosłownie przeszli obok mnie, pozostawiając po sobie pęd powietrza, który przyjemnie rozchlastał się na mym ciele. Lud utworzył korytarz prowadzący muzyków do sceny, niczym czerwony chodnik pod stopy Królowej. Po ładnym przywitaniu się, rozpoczęli z przytupem grać energicznego bluesa. Roy Rogers na przemian grał akordy i solówki na gitarze. Raz na dwugryfowej, a innymi razy na pojedynczej. Perkusista trzymał rytm i walił w bębny co tchu. Basista świetnie się bawił, napędzając przy okazji motorykę całego bandu. No, a Manzarek bawił się pięknymi przeplatankami po czarno-białej klawiaturze. Grając jak zwykle delikatnie, niemal Chopinowsko, a co najważniejsze i najpiękniejsze zarazem, to z tym "swoim" niepowtarzalnym brzmieniem, którego nikt na świecie nigdy nie podrobi. Po prostu cudownie! Właśnie na tę jego grę, i "to" brzmienie, przeszedłem się głównie na ten koncert, a dodatkowo zaskoczyła mnie cała drużyna Raya Manzarka. Ci panowie rozumieją się przy każdym akordzie, podczas każdej tonacji, każdym wymienionym spojrzeniu, lub nawet przy totalnych odlotach, do których kilka razy doszło. Zresztą gawędziarski Manzarek bardzo był zainteresowany pytając przy okazji publiczność o swoje grzeszki z przeszłości. Można było podnieść rękę i przyznać się czym się niejednokrotnie wspomagaliśmy. Także, było wesoło.
To nie był koncert The Doors, co szybko wytłumaczył Manzarek pewnemu wyrywnemu słuchaczowi, który upomniał się w pewnej chwili o "Light My Fire". Chociaż Artysta na szczęście nie dotrzymał słowa i dwa razy się złamał. Mianowicie, podczas tego energetycznego (non stop!) koncertu, znalazł chwilę na refleksyjną wersję "Crystal Ship", którą zagrał na pianinie zupełnie sam. Ze światłami rzuconymi tylko na jego twarz, podczas, gdy jego kompani na scenie, w skupieniu i ciszy przysłuchiwali się jego grze, wraz z publicznością. No, a ten drugi Doors'owaty fragment, muzycy pozostawili na deser. Czyli na jedyny bis. A było to "Riders On The Storm", które chyba Manzarek zadedykował Jimowi Morrisonowi. Piszę "chyba", gdyż nie dosłyszałem słów Manzarka, albowiem zagłuszyły mi to troszkę oklaski w połączeniu z dobiegającymi okrzykami fanów, w stylu "uuuuu!" lub "łał", czy tym podobnie. Ta kapitalna kompozycja miała dwa oblicza, część w dawnym klimacie The Doors, oraz taką żywiołowo bluesową, na jaką to nutę zresztą został przyprawiony cały ten fantastyczny koncert.
Warto dodać jeszcze, że Ray Manzarek wspomniał o swoich Polskich korzeniach, co nie wywołało wielkiego szoku wśród zgromadzonych, albowiem nie było chyba na sali fana Manzarka, który by tego jeszcze nie wiedział. Ale zasłużony aplauz powędrował mimo wszystko z widowni ku scenie.
Niestety, nie można było kupić sobie płyty z nagraniami zespołu Manzarek-Rogers Band, bo jak to dowcipnie Pan Jan Chojnacki przedstawił, a raczej skomentował, muzycy nie wiedzieli jak przewieźć płyty przez Ocean do Polski. Wypada żałować, że band nie skonsultował się z przedstawicielami Ludu Polskiego, który to Lud przez kilkadziesiąt lat życia w kryzysie, radził sobie przecież z nie tak błahymi problemami.
Na koniec, pozwolę sobie podziękować Krzyśkowi Ranusowi za jego bilet, który wręczał mi serdecznie, aczkolwiek z widocznym bólem serca. Jako, że musiał tak uczynić, pozwolę sobie z tego miejsca złożyć mu kondolencje, a z drugiej strony przy okazji życzyć Dużo Szczęścia Jego Córce na Nowej Drodze Życia!
Z szacunkiem - Andrzej M.

P.S. Ach, no i te po koncertowe świerszcze w uszach. Przez co najmniej dwa najbliższe dni.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl