niedziela, 13 maja 2012

ANATHEMA - "Weather Systems" - (2012) -

ANATHEMA - "Weather Systems" - (Kscope) -



Zapewne większość fanów wychowanych na wczesnych dziełach Anathemy, nie potrafi słuchać swych dawnych ulubieńców od lat kilkunastu. Trochę ich rozumiem, bo mnie na przykład więdną uszy od dwudziestu lat na hasło Metallica. Co to się porobiło, że ten niegdyś wspaniały zespół teraz ....!
Jeśli chodzi o Anathemę, to trzymam sztamę ze wszystkimi, którzy pokochali ten zespół wraz albumami "Alternative 4" czy w szczególności z genialną "Judgement". Wrażliwość na piękno podlane metalowym sosem, zaskarbiło sobie wielkie grono spragnionych serc, które wypatrują od tamtej pory każdą płytę Daniela Cavanagh i spółki, z drżącymi rękoma. Niech nie oznacza to, że wszystko czego muzycy się tkną, obracają w złoto. Drogą, którą przemierzali po wydaniu "Judgement", nie zawsze szło się wszystkim w jednakowym kierunku. Sam wielokrotnie w grupę zwątpiłem. Jednak przyjemny kopniak zaserwowany wraz z płytą "We're Here Because We're Here" (2010), na nowo rozbudziło mój apetyt. Tamten album przyniósł zbyt dużo pięknej muzyki, a to  zawsze bywa niebezpieczne dla jego następcy.  Bowiem, nie co dzień komponuje się takie cudeńka jak: 'Dreaming Light", "Angels Walk Among Us" czy "Thin Air".
Patrząc jednak już tylko na samą okładkę "Weather Systems"", trudno byłoby uwierzyć, by pod czymś takim  mogła znajdować się jakaś nieciekawa muzyka. Posłuchajcie proszę już tylko początkowego, i dwuczęściowego zarazem "Untouchable". Przed tymi 11,5 minutami, niebiosa same się otwierają. Jest tutaj wszystko co wydaje się nieść ze sobą życie - żal, smutek, lament, melancholia, ale i promyk szczęścia czy nadziei. A do tego ten niezwykle śpiewający mieszany duet, Vincent Cavanagh i Lee Douglas, która to Lee na tej płycie stała się również pełnoprawną pierwszą wokalistką. Czyli w równej linii z Vincentem. Wracając do "Untouchable", to taki utwór, którego powinno się wykładać przymusowo w szkołach, na lekcjach muzyki, by budować u młodych ludzi odpowiednią wrażliwość. Albowiem, gdyby tylko taka muzyka była na tym świecie, nie byłoby zapewne wojen, przemocy, czy w ogóle panoszącego się zła. "Moja miłość nigdy nie umrze, a moje uczucia wiecznie będą lśnić" (w jego części pierwszej), "muszę pozwolić byś odeszła, ku zachodzącemu słońcu" (w części drugiej)
Nie koniec to wrażeń jednak, nawet jeśli później nie znajdziemy tutaj już nic podobnie pięknego. Trzecia i czwarta kompozycje, czyli "The Gathering Of The Clouds" oraz "Lightning Song", być może to zasługa Lee Douglas, ale tak właśnie mogliby dziś brzmieć Pure Reason Revolution, gdyby nie zboczyli w pewnym momencie w te bełkotliwe i kłujące po uszach rejony elektroniki, spod znaku Goldfrapp. Ale zostawmy w spokoju już nie ten świat muzyki.
Lubię ponadto, gdy czasem Anathema odpływa w rejony floydowskie, jak w "Sunlight". Lubię ten rozmarzony (szkoda, że nie częsty) śpiew Daniela Cavanagh, taki mocno pod Davida Gilmoura. Niezwykła panuje tutaj atmosfera napięcia, która z ugładzonego spokojem terytorium, przechodzi do eksplozji lamentu. Super! To przy takich utworach ciarki przyjemnie biegają pod skórą.
Jest tutaj (przynajmniej) jeszcze jeden niesamowity utwór "The Beginning And The End", z padającymi w końcówce słowami: "cisza, to klucz do pamięci". Anathema staje się wypadkową Pink Floyd, Tiamat, a nawet The Moody Blues. Posłuchajcie z jakim napięciem i uczuciem gra na pianinie Daniel Cavanagh.
Tak, tak, posłuchajcie tej płyty, i poszukajcie na niej muzyki dla siebie. Być może odkryjecie tu rzeczy jeszcze piękniejsze, niż ja.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl