wtorek, 1 maja 2012

od przybytku głowa boli

Lubię niedzielne wieczoro-noce w Nawiedzonym Studio wiedząc, że następnego dnia wielu z Was nie idzie do szkoły, do pracy,...  Sms-y i maile atakują do samego końca, a człowiek nastawia płyty z przyjemnością w przeświadczeniu, że nie gra do pustej sali. Właśnie choćby jak wczoraj.
Nie było metalu, co rozczarowało niejednego sympatyka Dyskretnego Szczęku Blach. Nie miałem coś nastroju na tego typu klimaty. Czasem tak miewam i na chwilę odstawiam szarpidrutów. Dobrze mi to robi. Później muzyka ta smakuje wiele lepiej. To tak jak z ulubioną czekoladą, kiedy jesz ją codziennie, staje się czymś zwyczajnym, ale gdy dostąpisz jej tylko przy szczególnych okazjach - czujesz się jak w raju. Dziękuję kilku Słuchaczom za ciepłe słowa o Traffic, Quatermass czy Janis Joplin. Miło, że doceniliście tę wspaniałą muzykę. A to były tylko fragmenty świetnych starych płyt. Album "John Barleycorn Must Die" Traffic'ów jest wyśmienity w całości, a mnie starczyło wczoraj czasu ledwie na dwa pierwsze nagrania. Zbrodnią było niezagranie choćby nagrania tytułowego. Ale obiecuję, że ta piękna folkowa kompozycja pojawi się w jednym z kolejnych wydań N.S.  Janis Joplin także zagram jeszcze nie raz. Ta nowa wersja płyty "Pearl" brzmi wyśmienicie, a i w ogóle przecież to rzecz kapitalna!  I choć każdy fan rocka wydaje mi się, że zna ją od zawsze, to i tak miło jest powrócić do tej muzyki choćby przy tak szczególnej okazji, jak ta, dzięki najnowszemu 2-płytowemu wydaniu,  zawierającemu wiele unikatowego materiału.
Nikt nie napisał mi choć słówka o genialnej płycie "For Your Pleasure" Roxy Music. Niestety. Czyżby nie zrobiła ona na nikim większego wrażenia?  Przecież to najlepszy okres zespołu. Pomimo, iż zdaję sobie sprawę, że w naszym kraju Roxy Music kojarzy się z reguły tylko z jedną płytą, ładną i elegancką "Avalon". Płytą ze wszech miar piękną, lecz przecież nie najlepszą w bogatym dorobku zespołu.
Z kolei nowa płyta Europe, nie podoba mi się na razie w ogóle.  No, może poza wczoraj zagranymi kompozycjami, plus "Bring It All Home". Być może z czasem polubię ten album, ale na razie jestem nieco załamany. Dobre granie i dobre brzmienie, to przecież nie wszystko. Tutaj po prostu brakuje dobrych kompozycji. Sytuacji także nie ratuje Joe Bonamassa, który zagrał tutaj gościnnie w nagraniu tytułowym. Niestety, jednym z najmniej ciekawych na całym longu. Nawet teraz pisząc ten tekst, towarzyszy mi muzyka z tej płyty, która nie drażni, ale i wypieków na twarzy także nie pozostawia. To mało jak na grupę, której dwa poprzednie longplaye były naprawdę klasowe.
Dzisiaj kilku Nawiedzonych zaatakowało mnie w sms-ach pytaniami, co sądzę o nowej Anathemie. Spokojnie, płytę znam ledwie kilka dni. A nawet słowo "znam", jest jeszcze mocno na wyrost. Początek płyty jest wręcz obłędnie piękny, ale po tych niezwykłych 12 minutach, album nieco siada. Ale to może być tylko takie pierwsze wrażenie. Najprawdopodobniej niebawem zmienię zdanie. Często tak mam. U mnie wszystko musi się odleżeć i nabrać mocy prawnej. Niczym zielony owoc, który dojrzeje nawet jako już zerwany, jeśli poleży w objęciu słonecznych promieni.
Coraz bardziej podoba mi się "Thick As A Brick 2", Iana Andersona, lidera Jethro Tull, pomimo iż poza kilkoma wtrętami z "jedynki" sprzed 40 lat, kompletnie nie mam uczucia słuchania kontynuacji tamtego fantastycznego dzieła. Ale skoro Mike'owi Oldfieldowi wolno było nagrać kilka wersji Dzwonów Rurowych, albo grupie Eloy drugą część "Ocean", bądź Alice Cooperowi zaprosić ponownie do "nocnego koszmaru" z jego odwiecznym bohaterem Stevenem, to dlaczego by zabronić tego samego jedynemu w swoim rodzaju Minstrelowi.
Czekam na kilka płyt. Lada dzień powinny dotrzeć do mnie dwa szczególnie wyczekiwane tytuły. Żywię co do nich wielkie nadzieje. To będą dopiero niespodzianki. Nie zdradzam szczegółów celowo, gdyż wiem, że kilka osób przeczytawszy moje wypociny na blogu od razu uruchomiłoby jutjub, odsłuchało po łebkach fragmenty, a później mi zrelacjonowało, odbierając w ten sposób możliwość i przyjemność dziewiczego podejścia do upragnionego dzieła. Pomijając już fakt, że najczęściej ci wszyscy jutjubowicze i niekupowacze płyt, mają kiepski gust, niedoceniający prawdziwych dzieł, a wychwalając po niebiosa przeciętniznę lub zwykłe gnioty.
A tak w ogóle, to w poczekalni odłożonych leży jeszcze siedem gorąco co wydanych płyt, na których jeszcze nie zawiesiłem ucha. A mówią, że od przybytku głowa nie boli.
We wtorek po obiedzie wyruszam z kolegami do Wrocławia na koncert Europe. Napiszę o nim kilka słów po powrocie. A zatem do zobaczenia wkrótce.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl