piątek, 23 marca 2012

GRZEGORZ SKAWIŃSKI - "Me & My Guitar" - (2012) -

GRZEGORZ SKAWIŃSKI - "Me & My Guitar" - (UNIVERSAL) -  ***1/3



Lubię Grzegorza Skawińskiego, jednak nie należę do bezkrytycznych fanów jego twórczości. Jakoś nigdy nie przepadałem za Skawalker, nie znoszę O.N.A., za to uwielbiam pierwsze cztery płyty Kombi oraz jedyną jak dotąd solową płytę artysty , wydaną w 1989 roku. Gdy niedawno obiegła Polskę wieść o nowej solowej płycie Pana Grzegorza, podskoczyłem z radości, mając wciąż w pamięci kapitalny album "Skawiński". Jednak po chwili nasunęły się pewne obawy,  w końcu od tamtego longplaya upłynęły długie 23 lata. Zanim nastawiłem sobie to najnowsze dzieło, zatytułowane "Me & My Guitar", zestawiłem wcześniej obok siebie okładki obu solowych płyt Grzegorza Skawińskiego. Na debiucie (do dzisiaj nie wydanym na CD - kryminał !!!) widzimy artystę w kapeluszu a'la Stevie Ray Vaughan, w modnych wówczas przetartych dżinsach, w stylowym kowbojskim obuwiu z łańcuchami, krótkiej skórzanej kurtce, no i oczywiście z ukochanym w obu dłoniach sześciostrunowcem.  I tak jak muzyk wyglądał, tak też wówczas grał. Blisko mu było do białych blues rockmanów, bądź do amerykańskich pirotechników gitarowych, typu Richie Sambora, Ted Nugent czy Aldo Nova. "Skawiński", był płytą zrobioną z polotem, ze świetnymi melodiami, smakowitymi solówkami oraz z utrzymaną w amerykańskim duchu produkcją. Szkoda, że album ten nie został należycie u nas doceniony, ale cóż...  Tyle wspomnień z tamtych czasów, bo właśnie obok tamtej płyty leży już okładka najnowszego dzieła "Me & My Guitar". Okładka, która od razu zdradza, że dawne czasy minęły bezpowrotnie. Mistrzunio wygląda nowocześniej - jak na dzisiejszego rasowego rockmana przystało. Szczególnie wygolona głowa (poza elegancko przyciętą bródką) i zalew tatuaży na obu rękach zdradzają, że nie będzie tutaj miejsca dla żadnych słodyczy.  I tak właśnie jest. Napór i zmasowany atak ciężkiego brzmienia , z turbo doładowaniem, następuje wraz z otwierającym całość nagraniem "Ship Of Fools". O ile Skawiński śpiewa po swojemu, czyli w miarę łagodnie, nawet w teoretycznie wykrzyczanych partiach refrenu, to moc jego gitary miażdży po drodze wszystko co napotka. Z pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś nieznany numer Zakka Wylde'a, ale zajrzawszy do książeczki albumu zauważyłem, że wszystko tutaj napisał autor tejże płyty. Pierwszych pięć minut szybko przeleciało, a tu już kolejny czad w postaci "New Better World". Ponownie zmetalizowany utwór z agresywnym brzmieniem a'la Zakk Wylde, i ponownie łagodzący całość Skawiński, który śpiewa swobodnie i w miarę delikatnie, choć w solówce gitarowej przebiera po strunach niczym przelatujący obok nosa pędzący sprinterzy. Ale nie ma czasu na odpoczynek, bowiem po chwili otrzymujemy 3-minutowego bluesa "Last Thing", takiego w stylu czarnoskórego Alberta Kinga wymieszanego z bielą S.R.Vaughana. Fajny numer, trzeba przyznać. Kolejne nieco ponad cztery minuty, to taki sympatyczny utwór dziwoląg. Utwór tytułowy. Monotonny, w sumie z dość przeciętną i błahą melodią, którego zadaniem jest stworzenie pola do popisów gitarowych dla 6 zaproszonych gości (Jacek Królik, Marek Raduli, Jacek Polak, Adam Darski, Piotr Łukaszewski i Marek Napiórkowski) ,plus siódmego - samego gospodarza.  Niby nic wielkiego, ale ma on coś w sobie. No i następuje środek albumu, nastrojowy i instrumentalny "Return To Innocence"". Taki trochę w stylu Gary'ego Moore'a z Joe Satrianim do spółki, chciałoby się porównać. Ładna melodia, nawet nieco romantyczna, lecz zagrana z zębem, by nie zemdliło prawdziwych wyznawców rocka. Następny w kolejności "Stratosphere" to taki nieco prog-rockowy utwór, z jazzowym odcieniem. Powinien przypaść do gustu entuzjastom Dream Theater, Liquid Tension Experiment, czy solowym produkcjom Steve'a Morse'a, gitarzysty Deep Purple. Jako siódmy, według porządku albumu , jest niezły i niby singlowy (bo kto dziś wydaje single?) "Strength To Carry On". Napisano przy nim, że to piąty utwór na płycie!, nie wiedzieć dlaczego?  Zresztą, przy piątym utworze zapisano, że jest szóstym, a szósty, że jest siódmym. Dziwne! Trochę to wprowadza zamieszanie, choć wszystko się zgadza według kolejności zapisu, a nie numerowania. Cóż, albo przyjąć, że artyści mają swoje prawa, albo to błędy edytorskie. Przedostatnią tutaj kompozycją jest instrumentalny "21-st Century Blues", z dołożonym saksofonem, wibrafonem, trąbką, itd... To moim zdaniem najmniej ciekawa kompozycja. Niezwykle jednolita i bez jakiegokolwiek zapamiętywalnego motywu.  Za to finałowy i także instrumentalny utwór "Over The Mountain", to śliczna rzecz. Ładna melodia, delikatny nastrój, nieco płaczliwa gitara. Do tego keyboardowy podkład i marszowa niczym z automatu wydobyta perkusja, ale wszystko tutaj do siebie uroczo pasuje. Trochę tu można odnaleźć z klimatu nagrań Joe Satrianiego, Jeffa Becka czy nieodżałowanego Gary'ego Moore'a.
Reasumując, ciekawa to płyta, choć nie do końca w moim guście. Jednak i tak się z niej cieszę, albowiem na naszej skromniutkiej (w tego typu graniu) scenie, album "Me & My Guitar" jest ważnym wydarzeniem, którego nawet jeśli się nie pokocha, to warto go przynajmniej z radością odnotować.

P.S. Wśród zaproszonych tutaj muzyków, mamy m.in. basistę Waldemara Tkaczyka oraz jego syna perkusistę Adama Tkaczyka, będących przy okazji kolegami Grzegorza Skawińskiego z grupy Kombii.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl