niedziela, 18 marca 2012

GAZPACHO - "March Of Ghosts" - (2012) - , STEVE HOGARTH + RICHARD BARBIERI - "Not The Weapon But The Hand" - (2012) -

GAZPACHO - "March Of Ghosts" - (KSCOPE) - /2012/ -  ***2/3


 STEVE HOGARTH + RICHARD BARBIERI - "Not The Weapon But The Hand" - (KSCOPE) - /2012/ -  **





Obie płyty trafiły na rynek niemal równocześnie. Obie także wydała ta sama wytwórnia. Ponadto, obie proponują muzykę delikatną i zmysłową, pomimo iż są to wykonawcy związani, jakby nie było, ze sceną rockową. Jednak tutaj słowo "rock", nie nabiera takiego znaczenia jak w przypadku Jimiego Hendrixa czy Led Zeppelin.
Gazpacho, to grupa norweska, nagrywająca już od blisko dziesięciu lat, i która to na początku swojej kariery nie zapowiadała się aż tak ciekawie. Szybko jednak muzycy zapragnęli wyskoczyć z sideł wiecznego supportu, dla choćby takich gwiazd jak Marillion. Przełom nastąpił niedawno, za sprawą wspaniałej płyty "Tick Tock" (2009). Płyta ta, wyrwała zespół z szablonowego świata neo-progresywnego, proponując coś więcej. Zamiast beznamiętnie kopiować dawnych mistrzów, muzycy z Gazpacho gustownie skorzystali z zasobów przeszłości , dodając przy okazji sporo ze współczesnej sceny rocka alternatywnego i wysublimowanego popu.  Nie szczędząc także nut pełnych mroku.
Wydany właśnie album "March Of Ghosts", jest kontynuacją dzieła "Missa Atropos" (2010). Opowiada o losach bohatera, który przerwał nić z ludźmi, a także całą swą przeszłością i udał się do opuszczonej latarni morskiej, by tam wreszcie znaleźć należyty spokój (to z LP "Missa Atropos"), teraz ukazuje nam historie związane z duchami, które towarzyszą mu nieustannie w jego dalszych losach. Przywołując zarazem historie różnych tragi-bohaterów, podczas niezwykłego snu. Wątpię jednak, by dla kogokolwiek miała jakieś większe znaczenie owa historia, gdyby nie wspaniała muzyka, która ją pokrywa. I tutaj nasuwa się od razu pewne spostrzeżenie. Otóż, twórczość Gazpacho często porównuje się do muzycznej krzyżówki Marillion z Radiohead. Byli i tacy śmiałkowie, którzy słyszeli w ich muzyce także echa Porcupine Tree. O ile tego ostatniego faktu komentować nie zamierzam, o tyle ostatnimi czasy Marillion trochę rzadziej grywa w tak subtelnym tonie, a i szkoda również, iż ostatni Radiohead, to raczej jakieś dziwne jęki i niezrozumiała elektro-brzdąkanina. Na tym tle Gazpacho wyróżnia się z muzyką pełną pięknych i podniosłych melodii, której poza rockową sekcją, dodatkowo towarzyszą jeszcze skrzypce czy mandolina. Najbardziej porażającymi fragmentami dzieła są wszystkie cztery części kompozycji "Hell Freezes Over" (jako motyw przewodni albumu), oraz cudowne wręcz "Black Lily", "Mary Celeste" i "Golem". Dzieło to jednak przykuwa uwagę  jako całość. Zresztą niektóre kompozycje zgrabnie ze sobą połączono.
Niestety nie da się tyle dobrego powiedzieć o wspólnym dziele liderów dwóch wielkich formacji, jak Marillion (wokalista Steve Hogarth) oraz Porcupine Tree  (Richard Barbieri, w przeszłości grający także w Japan, zespole dowodzonym przez Davida Sylviana). Ten bardzo nierówny i nieco "szarpany" (w swym klimacie) album, zawiera dwie warte grzechu kompozycje. Całkiem ładną i przykuwającą uwagę "Red Kite" oraz wyjątkowo piękną "Only Love Will Make You Free", która to wcale niekoniecznie najbardziej fascynuje urzekającą melodią czy świetnym śpiewem Hogartha, a przede wszystkim genialną grą Barbieriego, z pogranicza mroku, grozy i melancholii. Gdyby cała ta płyta była utrzymana w podobnym nastroju, to mielibyśmy do czynienia z arcydziełem zaakcentowanym przez trzy duże wykrzykniki. Niestety reszta materiału, albo nuży ("A Cat With Seven Souls" czy "Your Beautiful Face"), albo wręcz drażni ("Crack"). Album "Not The Weapon...", który ma dotrzeć do odbiorcy wrażliwego i szczególnie wyczulonego na piękno, nie wymusza na nim większego zaangażowania, ponieważ nie podsuwa ciekawych kompozycji. Całość robi wrażenie chaotycznie posklejanych efektów z różnych sesji, w których nic do siebie tutaj nie pasuje. A kilka niezłych momentów, jakie tutaj się wdarły, są dzięki chwilowemu przypływowi twórczej weny. Pomimo, iż panowie Hogarth i Barbieri są odmiennego zdania. Twierdzą, że pracowało im się razem wspaniale i z efektu końcowego są bardzo zadowoleni. Cóż, dobrze, że choć oni sami.

P.S. Warto dodać jeszcze, że w 1997 roku Steve Hogarth zaprosił Barbieriego do udziału we własnym projekcie "Ice Cream Genius", występując jako "H". Wówczas jednak Barbieri był tylko muzykiem gościnnym i grał pod nuty Hogartha, teraz Barbieri został odpowiedzialny za kompozycje i brzmienie, a Hoggy za śpiew i teksty.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl