środa, 2 listopada 2011

Wszyscy Święci balują w Niebie

Wszystkie telewizje dostały dzisiaj pozytywnego kopa. Z teoretycznie spokojnego dnia, a medialnie wręcz dnia nudnego, zrodziła się raptem historia przewracająca cały porządek pierwszego listopada, w potok sensacyjnych zdjęć, filmów i doniesień z awaryjnego lądowania Boeninga na warszawskim Okęciu. Fakt najwyższej klasy pilotażowej techniki, Kapitana Tadeusza Wrony, który uratował grubo ponad dwieście osób (czyli, wszystkich na pokładzie) , otwiera przed nim każde drzwi , a i czyni Bohaterem Narodowym. Amerykanie o takich ludziach kręcą filmy, a i w szkołach patriotyczne podręczniki podkreślają takie wyczyny grubymi czcionkami. Bo oto, przed chwilą jeszcze zwyczajny i nikomu nieznany człowiek, staje się w ciągu chwili pupilkiem całego kraju. I zapewne nie tylko naszego. Tego nie zapewni żaden taniec, żadna piosenka wygęgana na lodzie ,bądź w powietrzu, ani nawet pokonanie pierwszego składu Barcelony w nogę przez trzecioligowca, z dowolnego kraju na naszym globie . Wyczyn to nie lada, ale to właśnie on zburzył porządek tego corocznego refleksyjnego dnia, kiedy to z zadumą myślimy o naszych bliskich, których z nami już nie ma. Dzisiejsza przepiękna pogoda (prawdziwa Złota Polska Jesień) , aż wypychała człowieka z domu. A to na spacer, a to na cmentarze.... No właśnie - cmentarze. Wczoraj uzgodniliśmy z żoncią, iż w tym roku pojedziemy na groby bliskich, gdy tylko się ściemni. Z wyjątkiem grobu pewnej niesamowitej ciotki, do której każdego roku zawsze jeździliśmy wieczorem. W tym roku postanowiliśmy odwiedzić ją właśnie na grubo przed zmierzchem. Aby było na odwrót z innymi bliskimi, do których zawsze zajeżdżaliśmy za białego dnia. Napisałem niesamowitej Ciotki, gdyż ze wszystkich ciotek, tę jedną naprawdę uwielbiałem. Cioteczka ta, miała zawsze niesamowity wygląd, który największe wrażenie robił na mnie we wczesnym dzieciństwie. Pamiętam jak pewnego dnia, powiedziałem do tejże super kochanej Cioteczki: "Ciociu, a Ciocia to mi przypomina czarownicę". Wszyscy byli oburzeni, a i mnie zrobiło się po chwili głupio i nieco smutno, za to Ciotka parsknęła śmiechem i mocno przytuliła. Żyła długo, bo aż 86 lat. Do końca życia była energetyczna. Zawsze mawiałem, że ciotka ma motorek w tyłku, bo zasuwała tak, jakby miała zainstalowane baterie Energizer. Dużo mówiła, ale zawsze na temat i nigdy nikomu nie przerywała. Bo to stara dobra szkoła wychowania. Pewnego dnia przyjechał po nią wuja z Kołobrzegu (znaczy jej syn), z zawodu lekarz, no i zabrał swoją matkę na kilkudniowy wypoczynek nad morze. Świeże powietrze, dużo jodu, cóż więcej chcieć. Aż tu nagle, organizm Ciotki odmówił posłuszeństwa. I tak Cioteczka powędrowała spotkać się ze swoim ukochanym mężem, który świat opuścił ćwierć wieku wcześniej. A warto podkreślić, że nie był to zwykły mąż. Cioteczka wyrwała go z zakonu, dosłownie na chwilę przed ślubami. Na otarcie łez, super fajny Wuja został później kierownikiem Księgarni Św. Wojciecha. Tak, tak, mój Wujek przez lata świetlne w PRL-u był kierownikiem tejże księgarni.
Ale uciekłem od tematu cmentarza i grobów, tak więc do tejże Ciotki pojechaliśmy w tym roku za dnia. Ona bidulka leży na Górczynie, ale nie sama, a właśnie ze swoim mężem. Na głównej alei , tuż za kaplicą, przy której dzisiaj stał pewien człowiek , grający na skrzypcach w rytm stosownej atmosfery. Choć przekonałem się, że cmentarze za białego dnia, to jednak nie jest to. Te masowo kupowane kwiaty, znicze,..., pielgrzymki ludzi ocierających się o siebie, pędzących co tchu, bardziej zaliczają swój pobyt w takim miejscu, niż faktycznie podkreślają ważność i piękno tego dnia. A ja to lubię popatrzyć na różne groby.  Lubię poczytać imiona i nazwiska ludzi mi przecież obcych, a także daty ich narodzin, śmierci, i zastanowić się dlaczego ten aniołek żył tylko trzy dni, a tam nieco obok inne dziecko tylko dwa lata, a tu z kolei jakiś chłopiec też tylko (czy aż w stosunku do tamtych) szesnaście. Lubię się tego dnia zastanowić nad wieloma rzeczami, nad którymi tego nie robię trzy dni wcześniej czy tydzień później. Dlatego, w tym roku chciałem do obu babci, dziadka i jeszcze innego wujka, na Cmentarz przy Lutyckiej, zajrzeć o zmierzchu. Kiedy to ławica światełek pięknie okala wszystkie groby.  I chyba już tego nigdy nie zmienię, bowiem dzisiaj doceniłem prawdziwy urok tego dnia i tego miejsca. A i tak sobie pomyślałem, że życie ma tylko sens wówczas, kiedy ktoś inny nad twoim grobem uroni łzę.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl