piątek, 25 listopada 2011

KIM WILDE - "Snapshots" - (2011) -

KIM WILDE - "Snapshots" - (STARWATCH) - na Polskę MAGIC RECORDS / dystrybucja UNIVERSAL -   ***



Zawsze uwielbiałem tę dziewczynę. Nie tylko za te bujne blond włosy i ładną buzię, ale przede wszystkim za ten niezwykły głos. Taki nieco zakatarzony i bardzo romantyczny.  Kim Wilde była także w latach 80-tych jedną z nielicznych artystek, która oprócz swoistego wdzięku, potrafiła tworzyć piosenki na czasie, a przy okazji nie popaść w kicz. W tworzeniu tych pop-arcydziełek pomagali jej często, a może przede wszystkim, brat Ricky oraz ojciec Marty. To dzięki nim powstały takie cudeńka jak: "Love Blonde" , "View From A Bridge" czy "Cambodia" (te dwa ostatnie z rewelacyjnej płyty "Select" z 1982 roku). Choć moją ulubioną płytą do dzisiaj pozostaje "Close" (1988). Na niej właśnie Kim Wilde osiągnęła szczyt swoich artystycznych możliwości, gubiąc skórę romantycznej i zbuntowanej małolaty, za to stając się już kobietą dojrzałą i bardziej zmysłową. Szkoda, że wraz z nadejściem lat 90-tych zaczęła tracić na popularności. Myślę, że nawet niekoniecznie miała wpływ na to niższa forma jej nowszych kompozycji, co zupełnie inne zapotrzebowanie nowego pokolenia na piosenkę pop. Pop przeistoczył się w techno, albo kłujący po uszach dance. Artystka usunęła się w cień , porzucając wielkie sceny, choć przecież nie próżnowała. Jednak postanowiła zaatakować rynek płytowy dopiero po ponad dziesięciu latach, przypominając o sobie sympatycznym albumem "Never Say Never" (2006), na którym pojawiły się jej starsze i dobrze znane piosenki, lecz ubrane w nowe szaty, ale i także całkiem premierowe. Kim odniosła nawet niemały sukces, dochodząc do Top 10-tek i 20-tek w wielu krajach Europy.  Później sporo koncertowała, po czym urządziła sobie kilkuletnią przerwę, po której wprowadziła na rynek kolejny zestaw piosenek, tym razem już w pełni premierowych, a do tego jeszcze ciekawszych od tych z "Never Say Never". Płyta nazywała się "Come Out And Play", jednak nie odniosła już takiego sukcesu  jak poprzedniczka. Jedynie Niemcy docenili tak naprawdę Kim Wilde - nie po raz pierwszy zresztą. Od tamtej chwili upłynął mniej więcej rok, a piosenkarka przygotowała już kolejnego długograja. Płyta nazywa się "Snapshots", i zgodnie z tytułem, nasza urocza blondyneczka otoczona została na okładkowej galerii stadem własnych fotografii , najczęściej z dalekiej przeszłości. Nie jest to bynajmniej żadna składanka jej starych przebojów, a raczej podróż do krainy młodzieńczych fascynacji muzycznych , z której to muzyczna wędrówka brnie do czasów obecnych. Słowem, znajdziemy tutaj piosenki, które Kim Wilde tak bardzo lubi, iż postanowiła je zinterpretować po swojemu. W podstawowej wersji albumu (a taki tylko udało mi się zdobyć) piosenek jest czternaście. Całość rozpoczyna "It's Alright", z repertuaru popularnej niegdyś boysbandowej grupy East 17. To straszydełko w ustach Kim Wilde nabrało takich rumieńców, że stanę się chyba fanem tej kompozycji. Podobnie jest z "About You Now" , swoistym klejnotem w tym zbiorze, choć oryginalnie straszyły nią przecież czekoladowe Sugababes. To może dziwne, ale to co powinno mi się podobać nie robi na mnie specjalnego wrażenia ("In Between Days" - z rep. The Cure, czy "To France" - z rep. Mike'a Oldfielda), za to zaskakująco dobrze wypadły tutaj niektóre kompozycje , na które w ogóle bym nie stawiał, choć lubię je w oryginałach ("Sleeping Satellite" - z rep. Tasmin Archer, "Wonderful Life" - z rep. Black, "Beautiful Ones" - z rep. Suede). Te ostatnie trzy łatwo przecież można popsuć. Kim Wilde ich na szczęście nie uszkodziła, zabierając na dyskotekowe parkiety, choć do kryształowej kuli unoszącej się ponad tańczącymi , jeszcze daleko. Mimo wszystko, miło się słucha przeróbek hitów The Cars, Buzzcocks i kilku innych... , choć świadom jestem, że niektóre z tych piosenek w swojej oryginalnej formie stanowią dla wielu nienaruszalne dobro. Ciekawostką może być finałowa kompozycja "Kooks", z repertuaru Davida Bowiego, w której to pojawił się u boku Kim, jej mąż Hal Fowler. Inna sprawa, że ten utwór zdecydowanie wolę w oryginale.


1. IT'S ALRIGHT - z repertuaru EAST 17
2. IN BETWEEN DAYS - z repertuaru THE CURE
3. ABOUT YOU NOW - z repertuaru SUGABABES
4. SLEEPING SATELLITE - z repertuaru TASMIN ARCHER
5. TO FRANCE - z repertuaru MIKE OLDFIELD
6. A LITTLE RESPECT - z repertuaru ERASURE
7. REMEMBER ME - z repertuaru DIANA ROSS
8. ANYONE WHO HAD A HEART - z repertuaru CILLA BLACK
9. WONDERFUL LIFE - z repertuaru BLACK
10. THEY DON'T KNOW - z repertuaru TRACY ULLMAN
11. BEAUTIFUL ONES - z repertuaru SUEDE
12. JUST WHAT I NEEDED - z repertuaru THE CARS
13. EVER FALLEN IN LOVE (WITH SOMEONE YOU SHOULDN'T'VE) - z repertuaru BUZZCOCKS
14. KOOKS (duet with HAL FOWLER) - z repertuaru DAVID BOWIE


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl