Jeśli chodzi o komputer, to jestem jego kompletnym ignorantem, choć nauczyłem się nim posługiwać, ale jeśli chodzi o internet. Jednak wszelkie instalowanie programów, pendrive'y, kopiowanie, przerzucanie, itp..wciąż są dla mnie niedoścignionym wierzchołkiem najwyższej góry. I wcale nie dążę do zmian w tym zakresie. Idę po najniższej linii oporu, wyznając zasadę, czego nie umiem, zrzucę na mojego syna lub tatę. I jak dotąd skutkuje to należycie. Jednak odnoszę też pewne sukcesy w dziedzinie laictwa do komputera. Otóż, kiedyś coś wcisnąłem, nie wiem co!, i powiększyłem ekran, nie mogąc wrócić do stanu pierwotnego. Zapytałem wielu mądralińskich: co robić?. Wszyscy rzucili się do roboty, bo przecież każdy z nich wie dużo ,bądź ponoć wszystko. Niejednokrotnie mnie pouczając, a czasem i wyśmiewując z mojej niewiedzy. I co? Wstyd panowie wszystkowiedzący. Nikt nie wiedział. Moim komputerkiem bawiło się wielu "znawców", w tym uwaga! - jeden informatyk! Wszyscy rozłożyli ręce. Że oni nie wiedzą, że oni muszą pomyśleć, zastanowić się, itd... Byłem już załamany. Pomyślałem, wywal to draństwo i kup sobie nowe. Gdy zostałem sam, nastawiłem sobie usypiającego Vollenweidera, chwyciłem za "mychę", no i jazda, step by step. A to tu, a to tam, i nic. W końcu pomyślałem, spróbuj logicznie, tak jakbyś sam ten komputer programował. I co? Udało się !!! Następnie powtórzyłem czynność dwa razy, by upewnić się, czy nie było w tym jakiegoś przypadku. Wszystko działało i działa do dziś należycie. Gdybym liczył na mądralińskich fachowców zapewne urządzenie wylądowałoby w śmietniku.
Kiedyś wydawało mi się, że w tej dziedzinie jestem najgłupszą istotą na kuli ziemskiej, jednak po zaistniałej sytuacji, moje akcje znacznie poszły do góry, ku wstydowi (mam nadzieję) "znawców".
Ostatnio mój komputerek oszalał, lecz pozytywnie. Otóż, nieco ponad tydzień temu, odkryłem (całkiem przypadkowo), że wcale nie muszę w domu podłączać urządzonka blueconnect, bowiem komputer i tak działa. Mało tego, zasuwa jak nic!!! Na nic nie muszę czekać, klik i już mam co chcę, po chwili klik i znowu kolejna strona ,niczym jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wskakuje. Do tej pory przy tym cholernym blueconnectie urządzenie pracowało w tempie ciągnika jadącego autostradą, raptem dostało kopa niczym Porsche Carrera. Wreszcie nastawiłem you tube, by zobaczyć jak to działa. Do tej pory np. obejrzenie 10-minutowego skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju, pochłaniało mi około godziny, gdyż przez prawie 50 minut moje urządzonko zapisywało ten krótki film. A teraz wciskam "play" i gra od razu. Z ciekawości poszukałem starych klipów Strangeways, Baton Rouge, Giant, Twisted Sister czy Motley Crue, i nadrobiłem dawno nieoglądane obrazkowe zaległości. Których na DVD zresztą próżno szukać. Choć na tym koniec, muzyki wolę słuchać, oglądanie zabija wyobraźnię, co szczególnie widać po tępiactwu szerokorozplenionym. Najlepsze jest co innego, w nosie tam teledyski do piosenek, ale oglądać mogę mecze , całkiem "na żywo" !!! A i poprawić sobie humor skeczem, na który akurat mi przyjdzie ochota. Oczywiście do momentu, w którym ktoś się zorientuje, że podbieram mu energię i zamknie kurek. Liczę, że prędko się to nie stanie. Co prawda płakać nie będę, niewolnikiem komputera nie jestem, a oglądanie you tube już mi się po tygodniu znudziło. A oglądałem po 20-30 minut dziennie. Najbardziej żałowałbym piłki nożnej, której na wielu kanałach są całe garści. I tak oto stałem się nielegalusem piratusem. Ale co tam, chrzanię ten komputerowy świat, to on w końcu zabił muzykę. Niech ma i coś ode mnie!