Wczoraj w godzinach wieczornych, jak co piątek, poszedłem z moimi przyjaciółmi na kolację. Jako, że w piątki podobno nie wolno jeść mięsa, mnie tego dnia smakuje ono wyjątkowo najlepiej. Być może z przekory, być może z bycia wrednym, hmm...., sam nie wiem. W każdym razie lubię w siebie napakować tego piątkowego grzechu jak najwięcej. A co, może Najwyższy się o to na mnie obrazi? Dobre sobie, tak jakby nie miał innych problemów, tylko wściekać się na Masłowskiego, bo się mięchem celowo w piątek napchał. Nie biegam po fastfoodach, ale nie żebym ich nie lubił, przeciwnie, mam skłonność do pożerania wszelkich świństw, ładnie wyglądających, lecz będących towarem podejrzanego pochodzenia. Ostatni raz w McDonaldzie stołowałem się w listopadzie 2009 r., kiedy to jechaliśmy z moją paczką do Łodzi na A-HA. Ach, kanapki o nazwie Manhattan były naprawdę ach! Przed dwoma tygodniami przyjaciel zaprosił mnie do KFC. Kupił mi kubełek z 15 skrzydełkami kurczaka w panierce i sosem barbecue. Co za czad! Oszalałem. Gdyby nie to, że wiem jak oni faszerują te biedne zwierzaki i jaka to dla nich męczarnia, to powiedziałbym, że żarcie cudowne. Zresztą smakuje cudownie, nie będę obłudny. Wczorajszego wieczoru nastąpiła powtórka. Kumple męczyli jakieś świństwa w Sphinxie. To suche mięso, te okropne surówki, te wyschnięte frytki. Obrzydlistwo, afe! A że panowie ze Sphinxa nie mieli problemów, bym z tacką z KFC przysiadł się do kumpli, to powiedziałem: marsz do stolika. Ale się wszyscy z rozsiadłego tłumu gapili. Tylko nie wiem, czy jak na kretyna, żrącego świństwa w KFC, czy z zazdrości, że to co mieli na talerzu jawiło się porażką? Nieważne. I tak się czułem zwycięzcą. Wszyscy dookoła odradzają mi wszelakie Maki, Bergerkingi, Kaefsi, itp... A mnie smakuje ten śmietnik. Przy okazji jest miłą alternatywą do tego cholernego zdrowego odżywiania, że o kretyństwach nie jedzenia mięcha nie wspomnę. Na szczęście mój synek po roku obcowania z tymi cięciorkami, fasolami czy sojami, zrozumiał, że świata nie zbawi, żołądka nie oszuka, a życia szkoda na błazenadę. Dlatego i ja oszukiwać nikogo nie chcę. Tak, lubię te paskudztwa , których podobno nikt nie lubi, ale zawsze w tychże "restauracjach" kolejki do kasy, że nogami przebierać. Zresztą, gdy przed wyborami prezydenckimi robiłem sondaże, kto na kogo, to nikt na Kaczora nie głosował - niby!. To ja się teraz pytam, skąd ta Cholera dostała te prawie pięćdziesiąt procent głosów? Znam ze dwóch lub trzech, którzy hołdują Wodzowi, i ich szanuję, choć nie toleruję ich poglądów, gdyż tolerancyjnym nie jestem, i na moją nietolerancyjność liczę na tolerancję ze strony oponentów.
Niemniej na koniec pozwolę sobie jeszcze napisać, iż po godzinie dwudziestej, wskoczyliśmy na moment do Saturna. Moi przyjacielkowie ogladali telewizory i inne tam, a ja wykorzystałem chwilę ich nieuwagi i podleciałem, rzecz jasna, do płyt. W nowościach kicha, same wesołe płyty, z durnymi okładkami, ... Widać, jeszcze nie czas, dopiero za chwilę zaczną się ujawniać prawdziwki, także, pomału trzeba zapełniać portfele. Kupiłem dwie reedycje starych płyt Oldfielda (remastery + bonusy). Hmm..., to już trzecie egzemplarze tych samych tytułów. Choroba? Tak, ale przynajmniej nie zabijam, nie biję i pijanym żem nie jest co dnia. Zajrzałem do przegródki z napisem: Gary Moore. Łał !!! Ani jednej płyty !!! Pusto. Wszystko wymiecione. Wykupili. A więc nie jest chyba tak źle. Od "a więc" zdania się nie zaczyna. Nie pamiętasz jak na polaku o tym pani mówiła? Fuct, zapomniałem.
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00