wtorek, 8 lutego 2011

GARY MOORE ciąg dalszy...

Śmierć Gary'ego Moore'a przyczyniła się także do pewnych kosmetycznych zmian w moim pokoju. Mój odizolowany kącik od świata zapachniał w ostatnich dwóch dniach muzyką Wielkiego Mistrza, a także zmienił nieco swój krajobraz. Pełna dyskografia Dire Straits, Marka Knopflera i jego brata, a także płyty Johna Illsleya czy Guya Fletchera powędrowały do szafy z dyskografiami Wielkich Twórców, a na honorowym miejscu nad odtwarzaczem CD zagościły wszystkie (jakie posiadam) płyty Gary'ego Moore'a. Gapię się godzinami na okładki, przeglądam książeczki płyt, słucham tych płyt rzecz jasna, a i także z szafy z winylami wydobyłem na powierzchnię kilka jego płyt, jakie posiadam. Nawet mój syn zauważył, że dużo zrobiło się Gary'ego w moim pokoju. I tak przez jakiś czas pewnie będzie. To taki mój hołd. Inaczej swego smutku wyrazić nie potrafię. Ale ja słucham i raduję się zarazem. Bo tak działa na mnie ta muzyka. Roznosi mnie, gdy leci "After The War", raduje "Over The Hills And Far Away", rozmarzam się przy "The Loner", zastanawiam nad sensem przy "Empty Rooms", podróżuję przy "Thunder Rising" i miewam ludzkie odruchy przy "Still In Love With You". To ciekawe, dziesiątki razy słuchałem w życiu każdej z płyt Moore'a, a teraz odkrywam tę muzykę na nowo. Wszystko nabiera innego i nowego sensu, wymiaru,...Zajrzałem na Allegro, na eBay, i co? Spokojnie. Nie widzę szaleństwa. Nie widzę wysokich cen za jego płyty. Malo tego, nie widzę licytujących, bijących się o ten czy tamten tytuł. Fakt, Gary Moore, to nie Michael Jackson czy Elvis Presley, ale przecież do cholery, także Wielki Artysta. Masłowski, uspokój się, nie lamentuj !!! Mamy rok 2011, dzisiaj nikt nie kupuje już płyt, nie zbiera plakatów czy innych gadżetów. Dzisiaj wygląda to zapewne tak, gość przyjmuje wiadomość o śmierci G.Moore'a, myśli sobie:  aaa, to ten gostek co tak fajnie pojękiwał w "Still Got The Blues", acha, to muszę sobie z sieci zgrać tych kilka kawałków, typu "best of" i tyle. W tym kraju postępuje tak 90% tych cholernych pseudo-katolików, bo prawdziwych jest tyle co kot napłakał. Nie czują grzechu, pozbycia się go. Myślą, że się draniom upiecze. Bądźcie czujni, bo jak Najwyższy weźmie np. mnie na szefa komisji weryfikacyjnej, i mnie przyjdzie cwaniaczków i złodziei sortować, to żadnemu nie przepuszczę!!! Serio. Taki ze mnie gnojek. Ale, zdaje się nie o tym chciałem. Zatem, do następnego razu, pozdrawiam.