Powróciła zima. Surowa, bezwzględna, dociekliwa. Taka, jakiej nie znoszę. Nie odpuszcza paskudztwo. Chciałbym już zza okna wypatrywać nadchodzącą wiosnę, ale tej nie ma, wciąż jest jeszcze daleko od nas. Znowu musiałem przywitać się z chusteczką, polopiryną, scorbolamidem, herbatami różnych wyciągów,...- na szczęście już żoncia o mnie dba! W moim wieku choróbska dłużej trzymają, niegdyś katar odpuszczał po tygodniu, teraz trzyma dwa, a czasem i trzy tygodnie. Tak, tak, nie ma żartów. Dlatego marzę o ciepłych dniach, o ciepłych nocach, kiedy to śpię przy uchylonym oknie. Marzą mi się zielone drzewa, kwiaty fioletowe, białe, żółte,...We wszystkich najpiękniejszych kolorach, jakie śle ta niezwykła pora roku. Czekam na zapachy przyrody, na śpiewy ptaków, słowem - na wszystko. Ludzie staną się milsi, przynajmniej mam taką nadzieję. Już kiedyś powiedziałem swoim najbliższym, że jak umierać to najlepiej jesienią, kiedy to do wiosny i lata jest jeszcze tak bardzo daleko.
Tak, zmieniając już całkowicie temat, chciałbym powrócić do jednego z wczorajszych sms-ów, w którym to jeden z nawiedzonych naszych Słuchaczy zapytał: "a co z plebiscytem na płytę dekady?". I tu mnie zmroziło. Kompletnie o tym zapomniałem. A to dlatego, bowiem nie był mi ten Plebiscyt w ostatnim czasie do niczego potrzebny. Przestaliście o tym mówić, przestałem i ja. Jakoś tak samo zaszyło się w ustronnym miejscu. Jednak słowo się rzekło i Plebiscyt będzie. Dajcie mi się tylko z tym pozbierać. Znowu zechcieć o tym myśleć, mówić,... Bardzo przybiła mnie śmierć Gary'ego Moore'a. Dużo Go wspominałem, słuchałem. Kiedy już przygotowałem audycję na niedzielę, wolałem jego piosenki, teksty, a nie ogłoszenia, informacje o Plebiscycie. Myślę, że to rozumiecie i żalem mnie nie obdarzycie,
Kilka dni temu umarła Karin Stanek, gwiazda beatu, polskiej sceny lat 60-tych. Była na pewno ważną postacią, lubianą i cenioną. Niegdyś naprawdę bardzo. Ktoś mnie zapytał, dlaczego nie dokonałem wpisu o niej. Odpowiedź jest prosta, bądź szczery wobec siebie i innych. Karin Stanek nie była z mojej muzycznej bajki. Nie mam ochoty udawać, że było inaczej. To przykra wiadomość, która wielu jej fanów poruszyła, lecz dla mnie poza odnotowaniem tego faktu, nie była wiadomością uderzającą czy przygnębiającą. Zresztą kilka wpisów wcześniej na ten temat napisałem kilka słów. Mam dla Artystki szacunek, czapki z głów, ale to tyle. Pewnych ludzi odejścia przeżywam (Gary Moore, Ronnie James Dio, koleżanka i cudowna dziewczyna Asia Kostrzewa), a innych tylko odnotowywuję (Karin Stanek, szwagier koleżanki, jakiś znany aktor hollywoodzkiego kina, itd...). Nie wiem dlaczego tak jest, ale tak jest. Emocji starcza mi na co niektórych, miłości także, Ale gdy np. rozbił się samolot w Smoleńsku, żałowałem wszystkich, po równi, także i tych z koszmarnego PiS-u. I nie wiem dlaczego tak się dzieje, że wrogów także czasem żałuję? Najgorsze, że przez ten blisko rok od tamtego zdarzenia, wielu uczyniło wszystko, by po haśle Smoleńsk, odbijało się nieprzetrawioną czkawką. Chciałbym, aby tej wiosny nic nie popsuło. Łapy precz od radości, miłości i szczęścia. Niech ta wiosna będzie wiosną. Amen.