FRAN HEALY - "Wreckorder" - (Wreckord Label) -
Nie mogłem tej płyty u nas nigdzie kupić. Nie wiedzieć dlaczego. Och, ci nasi dystrybutorzy. Zero wyczucia. Tych kolorowych straszydeł nasprowadzają, że półki uginają się pod ich ciężarem, a takiej płyty jak "Wreckorder" nie zauważają, a raczej nie słyszą. Ten album ukazał się w 2010 roku, ale wierny zasadzie, że śmietnika empe-trzy nie ruszam, twardo czekałem za srebrzystą płytą, którą to mój dobry znajomy kupił dla mnie w końcu od jakiegoś Brytyjczyka. Fran Healy to wokalista i gitarzysta, dobrze nam znany z grupy Travis. Tym razem lider tejże grupy postanowił nagrać płytę bez swoich kolegów z zespołu, podpisując ją z imienia i nazwiska. A na niej zamieścił tylko dziesięć piosenek i niespełna 35 minut muzyki. Zaczynam rozumieć Healy'eja, dlaczego tak bardzo zależało mu na wolności artystycznej. To proste, muzyka na "Wreckorder" to pokazuje. Tych dziesięć subtelnych, leniwych i rozmarzonych piosenek, ma przyciągnąć do siebie melancholików i niepoprawnych romantyków, gdyż poprawnych już dawno nie ma. Tej płycie daleko jest do świata rocka, ale i daleko także do konwencjonalnego popu. To zestaw ślicznych (a czasem i prześlicznych) melodii, z lekka opartych na linii gitary, basu czy perkusji, a więc niby na sekcji rockowej. Jednak te instrumenty stanowią tylko rolę akompaniującą, a w rozmarzoną wirtuozerię (jeśli w ogóle wolno mi tak to ująć) raczej pociągają nas ku wodzy fantazji skrzypce czy wiolonczela. Choć niestety nie w każdej kompozycji. Ale za to partia skrzypiec w "Rocking Chair", warta jest niejednego grzechu . Nadmienię, skoro o instrumentach mowa, że w kompozycji "As It Comes", na basie zagrał sam Paul McCartney, o pardon - Sir Paul McCartney. Bardzo mi ta płyta poprawiła humor, bowiem zawsze broniłem Travis, mając w pamięci przede wszystkim ,cudowne piosenki z albumów "The Man Who" (1999) czy "The Invisible Band" (2001). Niestety z przykrością przyglądałem się jak na grupę wylewano wiadra pomyj, szczególnie za ostatni album "Ode To J.Smith", ten sprzed 3 lat (kompletnie zresztą nie rozumiem dlaczego) ,czy akurat całkiem słuszne za wyjątkowo kiepski, wręcz wystękany "12 Memories" z 2003 roku. Teraz wiem, że jeśli Healy zechce, może w każdej chwili, z kimkolwiek , nagrać jeszcze niejedną piękną płytę. Może nawet i jeszcze bardziej okazałą od tej. Wszak pod jednym warunkiem, że zawsze ostatnie słowo będzie należało do niego.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00
nawiedzonestudio.boo.pl