Oto co nadesłał mi w dniu 1.lutego br.,czyli w miniony wtorek:
"Wczoraj dotarła do nas smutna wiadomość. W wieku 77 lat zmarł na atak serca John Barry. Niekwestionowana legenda muzyki filmowej, autor niezapomnianych kompozycji do wielu obrazów, uznawanych dzisiaj za kanon kina, pięciokrotny zdobywca statuetki Oscara i wielu innych, nie mniej prestiżowych nagród. Co to wszystko ma wspólnego z Nawiedzonym Studiem? Otóż moim zdaniem dużo, bowiem choć może nigdy na jego falach nie usłyszeliśmy typowo filmowych dokonań Johna Barry'ego, to z tego co pamiętam, dane nam było wysłuchać kilku piosenek nagranych na potrzeby serii o przygodach Jamesa Bonda. Łatwo o tym zapomnieć, ale to właśnie ten kompozytor jest współautorem wielkiego przeboju grupy A-ha "The Living Daylight" i w niczym mu nie ustępującego "A View to a Kill" Duran Duran. To jednak nie koniec. Kto z nas nie zna trzech genialnych "bondowskich" piosenek wykonanych przez fenomenalną Shirley Bassey? Mam tu na myśli "Goldfinger", "Diamonds are Forever" i "Moonraker". Absolutna klasyka, wywołująca tęsknotę za czasami kiedy u piosenkarek liczył się głos, a nie umiejętność kręcenia tyłkiem. Jak już jesteśmy przy Agencie 007, nie sposób nie wspomnieć o moim zdaniem najładniejszej piosence całego cyklu, za którą uważam zaśpiewaną przez Louisa Armstronga "We Have All the Time in the World". Absolutna perła pochodząca z filmu "On Her Majesty's Secret Service". Tyle o piosenkach. John Barry był przede wszystkim twórcą soundtracków i dlatego zachęcam wszystkich do zapoznania się z jego najlepszymi filmowymi dokonaniami. Nikt tak doskonale jak on nie potrafił przełożyć na język muzyki majestatu przyrody, uczucia melancholii, potęgi wolności. Wystarczy posłuchać choćby dwóch, pewnie najpopularniejszych dzieł mistrza, czyli "Pożegnania z Afryką" i "Tańczącego z wilkami". Obie ścieżki emanują jakimś nieokreślonym smutkiem, tęsknotą, a z drugiej strony poczuciem wolności, jakiego można doświadczyć jedynie wpatrując się w nieskażoną dziełami człowieka, bezkresną linię horyzontu (właśnie to lubię w jego muzyce - bezkres). Z tych na pozór prostych, choć jakże elegancko i bogato zaaranżowanych dźwięków, autor tworzy historię, która żyje i zachwyca niezależnie od filmu, na potrzeby którego powstała. Historię, która może być naszą, jeśli pozwolimy porwać się tym cudownym melodiom. Do czego ja szczerze zachęcam."
Bardzo dziękuję za powyższy tekst Andrzejowi !!!