czwartek, 3 lutego 2011

JOHN BARRY - krótkie wspomnienie słowami Andrzeja z Irlandii

30 stycznia br. zmarł znany i ceniony kompozytor JOHN BARRY. O śmierci Artysty powiadomił nas wpisem do księgi gości Andrzej z Zielonej Wyspy, którego to z kolei poprosiłem o napisanie kilku słów więcej. O artyście, który znaczy dla niego więcej, niż tylko kolejny zwyczajny kompozytor.
Oto co nadesłał mi w dniu 1.lutego br.,czyli w miniony wtorek:

"Wczoraj dotarła do nas smutna wiadomość. W wieku 77 lat zmarł na atak 
serca John Barry. Niekwestionowana legenda muzyki filmowej, autor 
niezapomnianych kompozycji do wielu obrazów, uznawanych dzisiaj za kanon 
kina, pięciokrotny zdobywca statuetki Oscara i wielu innych, nie mniej 
prestiżowych nagród.

Co to wszystko ma wspólnego z Nawiedzonym Studiem? Otóż moim zdaniem 
dużo, bowiem choć może nigdy na jego falach nie usłyszeliśmy typowo 
filmowych dokonań Johna Barry'ego, to z tego co pamiętam, dane nam było 
wysłuchać kilku piosenek nagranych na potrzeby serii o przygodach Jamesa 
Bonda. Łatwo o tym zapomnieć, ale to właśnie ten kompozytor jest 
współautorem wielkiego przeboju grupy A-ha "The Living Daylight" i w 
niczym mu nie ustępującego "A View to a Kill" Duran Duran. To jednak nie 
koniec. Kto z nas nie zna trzech genialnych "bondowskich" piosenek 
wykonanych przez fenomenalną Shirley Bassey? Mam tu na myśli 
"Goldfinger", "Diamonds are Forever" i "Moonraker". Absolutna klasyka, 
wywołująca tęsknotę za czasami kiedy u piosenkarek liczył się głos, a 
nie umiejętność kręcenia tyłkiem. Jak już jesteśmy przy Agencie 007, nie 
sposób nie wspomnieć o moim zdaniem najładniejszej piosence całego 
cyklu, za którą uważam zaśpiewaną przez Louisa Armstronga "We Have All 
the Time in the World". Absolutna perła pochodząca z filmu "On Her 
Majesty's Secret Service".

Tyle o piosenkach. John Barry był przede wszystkim twórcą soundtracków i 
dlatego zachęcam wszystkich do zapoznania się z jego najlepszymi 
filmowymi dokonaniami. Nikt tak doskonale jak on nie potrafił przełożyć 
na język muzyki majestatu przyrody, uczucia melancholii, potęgi 
wolności. Wystarczy posłuchać choćby dwóch, pewnie najpopularniejszych 
dzieł mistrza, czyli "Pożegnania z Afryką" i "Tańczącego z wilkami". 
Obie ścieżki emanują jakimś nieokreślonym smutkiem, tęsknotą, a z 
drugiej strony poczuciem wolności, jakiego można doświadczyć jedynie 
wpatrując się w nieskażoną dziełami człowieka, bezkresną linię horyzontu 
(właśnie to lubię w jego muzyce - bezkres). Z tych na pozór prostych, 
choć jakże elegancko i bogato zaaranżowanych dźwięków, autor tworzy 
historię, która żyje i zachwyca niezależnie od filmu, na potrzeby 
którego powstała. Historię, która może być naszą, jeśli pozwolimy porwać 
się tym cudownym melodiom. Do czego ja szczerze zachęcam."
Bardzo dziękuję za powyższy tekst Andrzejowi !!!