czwartek, 30 grudnia 2010

Odszedł BOBBY FARRELL (1949-2010) ,muzyk BONEY M.

Dzisiaj doszła do mnie kolejna, niewesoła wieść, tym razem o śmierci tancerza i wokalisty Boney M., Bobby'ego Farrella, czyli jak to w latach 70-tych o nim mawiano, maskotki zespołowej. Jako młody człowiek, kształtując dopiero gust muzyczny, rozkochiwałem się w piosenkach kwartetu Boney M. Tak, tak, tam były trzy kobiety na jednego faceta, czyli na biednego Bobby'ego Farrella. Przeboje z pierwszych czterech płyt, to było to! Na dyskotekach, prywatkach (dzisiejszych domówkach - co za nazwa!) muzyka Boney M. nie miała sobie równych. Popularność zespołu sięgała zenitu. Do tego stopnia, że nasze komunistyczne władze, za pośrednictwem agencji koncertowej Pagart zaprosiły Boney M. na koncerty do naszego kraju. W Poznaniu grupa wystąpiła na Stadionie im. 22 Lipca, czyli tam ,gdzie dzisiaj odbywa się handel szmelcem, taniochą oraz atrakcjami od wschodnich sąsiadów. Byłem na tym koncercie !!! Z moją siostrą. Zresztą to Ona postawiła mi bilet, bo ja smarkacz miałem 13 lat ,a w kieszeni nic poza chusteczką do nosa. Publiczność mogła tylko oglądać koncert z trybun, a scena była ustawiona zupełnie w głębi płyty boiska, tzn. najdalej jak się da od widowni. Co za idiotyzm! Dookoła stał długi rząd milicjantów. Aż w końcu ktoś ruszył z tłumu, później drugi, dziesiąty i tak dalej...Milicja podkładała nogi, kopała, lała pałami, ale ludzie mieli to w nosie i czym prędzej pod zakazaną scenę. Niestety, byłem młody i strachliwy, wolałem zostać na trybunie, ale i tak bawiłem się świetnie! Tak samo jak nieco wcześniej w Arenie na Africu Simone, a to dzięki temu, że mojego kolegi mama zaniemogła, dzięki czemu przypadł mi w udziale bilet po niej - za darmo !!! Uwielbiałem taniec Farrella, te jego wygibasy i wykrętasy, no i ten jego głos w choćby "Daddy Cool". Dopiero później się dowiedziałem, że ten głos to nie była jego sprawka, tylko sztabu ludzi od sesyjnej roboty Franka Fariana, słynnego producenta ze stajni Arista / Hansa International, dla której nagrywali Boney M, a nawet przez chwilę mój ulubieniec Meat Loaf (w 1986 roku), notabene z kilkoma muzykami ze sztabu Fariana. Dużo by pisać, a tak naprawdę chciałem tylko wyrazić zasmucenie z powodu nagłej i tajemniczej (niewyjaśnionej wciąż) śmierci Bobby'ego Farrella.