sobota, 18 grudnia 2010

Nieskradziony cukierek

Odpowiadając na kilka zapytań odnośnie jutrzejszego "Nawiedzonego Studia", pragnę uspokoić, iż będzie to jak najbardziej normalny program. Być może zagram jeden, dwa, może i trzy świąteczne piosenki, ale to tyle, nie więcej. Być może za tydzień, w drugim dniu Świąt skuszę się na nieco większą ilość piosenek o charakterze świątecznym. Lubię atmosferę Świąt, lubię posłuchać muzyki w takim nastroju, choć daleko mi do świętości. Bliżej mi do spotkania z Lucyferem , niż do Bram Raju. Liczę na Waszą obecność przy odbiornikach, pomimo nerwowego okresu przedświątecznego. Proponuję przystanąć na chwilę, nie biec, nie pędzić, nie poddać się tej komercyjnej atmosferze, która wokół panuje i niewiele przynosi skojarzeń z prawdziwymi świętami. Wczoraj będąc po najzwyklejsze wieczorne zakupy w jednym z boom-marketów, poczułem się tak, jakbyśmy się szykowali do wojny. Ludzie z koszykami pędzą jak TIR-y na autostradzie. Tratują wszystkich i wszystko! A na wielu półkach brakuje atrakcyjnego towaru, pomimo iż do Świąt jeszcze prawie tydzień. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy mi na dwa dni przed Wigilią Pepsi zabraknie. Trzeba będzie pewnie odstać kilka godzin w kolejce, zupełnie jak w 1981 roku. Chcieliśmy wczoraj z żoną kupić nasze ulubione nadziewane pierniki, oczywiście co? Brak! Wszystkie średniaki dookoła były, a tych najlepszych zero. Moje ulubione jogurty wyczyszczone, a te inne przeciętniaki rzecz jasna stały. Duże majonezy Pegaza? Oczywiście nie. Ale te straszaki z Winiar, przereklamowane do przesady, w nieograniczonych ilościach. Pomyślałem sobie, cholera jasna, muszą ponieść karę. Zjem im cukierka ze stoiska, gdzie się sprzedaje na wagę różne takie czekoladowe. Kiedy już chciałem odwinąć smakołyka z papierka i wsunąć do dziuba, akurat w tej chwili przechodziła obsługa i nie udało mi się podkraść cuksa. Co za pech, a takiego smaka miałem właśnie w tym momencie! Tym bardziej, że mogłem go zjeść bez konsekwencji, wg zasady: kradzione nie tuczy. Także, niech was zło nie skusi. Skończyło się na tym, że naładowałem cukierków do dwóch torebek i grzecznie udałem się do kasy. Wydaliśmy z żoną majątek, a i tak kupiliśmy nie to co miało być. Grunt, żeby na wigilijnym stole niczego nie zabrakło.