poniedziałek, 20 grudnia 2010

Zabrakło piosenek świątecznych

Czekam na Święta niczym dziecko, myśląc, że może wydarzy się coś miłego, niespodziewanego, wyjątkowego, bowiem w dzieciństwie Święta Bożego Narodzenia zawsze miały w moich oczach jakąś niezwykłą moc. Dzieckiem nie jestem już od dawna, ale atmosfera niesamowitości i magii często mi się udziela. I to jest jedyny czas, w którym ładny, suchy śnieg jest mile widziany. Ale z tego co słyszę, akurat ma przyjść ocieplenie. No pewnie, a jakże, tradycji musi stać się zadość. Ostatnimi laty Święta w Polsce zawsze obdarowane są chlapą, deszczem, i w ogóle, najdelikatniej rzecz ujmując: ponurym syfem ,utkanym z kałuż, brudnych aut i smutnych twarzy ukrytych w popielato-czarnych czapkach . Po prostu, śnieg jest wówczas, kiedy przeważnie nikt go nie chce, a kiedy powinien być, to go nie ma.  Kto wie, może będzie jednak inaczej? Wszak meteorolodzy dalecy są w swych przewidywaniach od doskonałości, o czym przekonali nas już nie raz.
A Słuchacze mają mi za złe, że wczoraj w Nawiedzonym Studio, utworów świątecznych było jak na lekarstwo. Nie mogło być więcej. Było tyle, na ile miałem ochotę. Więcej,to byłoby już na wyrost, na siłę. Tylko po to, by  je zaliczyć. To mniej więcej tak, jakby wkuć do łba wiersz na pamięć, by go następnego dnia zaliczyć na tróję, a później niech się z nim dzieje co chce. To dlatego wczoraj było zwyczajne Nawiedzone, z którego jestem bardzo zadowolony, lecz Słuchacze raczej nie. Bo to się czuje. Tydzień wcześniej stworzyłem fatalną audycję, za którą otrzymałem lawinę ciepłych słów. Wczoraj, wszystko było jak być powinno, a ze strony Nawiedzonych cisza. Cóż, niech i tak będzie.
Kolejne nasze spotkanie będzie miało miejsce w drugim dniu Świąt, tj. 26 grudnia, i choć wczoraj na antenie złożyłem kilka swobodnych deklaracji co do ewentualnych piosenek, to jednak nie trzymajcie mnie za język zbyt mocno, bowiem dużo to czasu, a tak naprawdę, to ja dopiero w niedzielę rano podejmę decyzję o ostatecznym szlifie audycji.
Tymczasem, trzymajcie się w zdrowiu i miłości!
Andrzej M.