Warszawska Syndia i ich jedyny longplay, o wizytówkowym tytule "Syndia". Wydany w 1991 roku przez Polskie Nagrania "Muza". I to "Muza", tak samo w logo firmy ważne, a prawie nikt nie stosuje. Myślę, że po coś jednak zostało wymyślone. Dziwne tym bardziej, że człowiek to przecież istota leniwa, krocząca na skróty, a w tym wypadku wszyscy używają dłuższej nazwy "Polskie Nagrania", zamiast "Muza".
Pomimo, iż album "Syndia" pochodzi z 1991 roku, brzmi pod lata osiemdziesiąte. Czuć tu fascynację glam'metalem, hard rockiem i AOR'em. Choć to raczej nie AOR, a bardziej AOHR, czyli "adult oriented hard rock". Rzecz witalna, soczysta, z porywającymi melodiami, klawiszowo-gitarowa, a gdyby nie słowiański język, niemal amerykańska. Powstała w epoce grunge'u, a więc muzyki, jakiej panicznie nie cierpię. Numer dwa po obrzydliwym rapie. Oba nurty do wymazania. Syndia na szczęście nie miała w sobie ni kapki z grunge'owego, depresyjnego rocka, który oby już nigdy nie powrócił. Ohyda we flanelach i zimowych czapach z pomponem.
W swoim czasie "Syndii" poszukiwało wielu kolekcjonerów na całym świecie. Nie wiem, czy jeszcze istnieją, ostatnio coś ich nie widuję. Być może wszyscy zdobyli upragnione egzemplarze, albo po cichu wyczekują cudu, że może ktoś w tych niefonograficznych czasach zaryzykuje finansową wtopę i wznowi. Obecnie winyl na discogs.com wycenia się na circa sto euro i oby nigdy nie potaniał. Inna sprawa, że podobnie poszukiwanych tytułów w świecie są tuziny, a Syndia to tylko jedna z wielu karłowatych planet całego układu wszechświata. Niemniej, dumni możemy być. W ostatnich latach media społecznościowe odsłoniły ogólnoświatowy szacunek wobec Syndii. Sam napotkałem na wiele gloryfikujących opisów/recenzji, aż serce z dumy rwało. Bo tak po prawdzie, nikt na świecie nie podnieca się naszym teraźniejszym rock/hard rock/metalem, poza pewniakami, typu Behemoth, Vader czy Riverside. I być może wkrótce ten stan rzeczy zmienią jeszcze Scream Maker, za których ściskam kciuki. Wielu zagraniczniaków pamięta jeszcze dawny debiut Lessdress, i ku memu zaskoczeniu, paru kojarzy debiut Grzegorza Skawińskiego. Znakomity, tak swoją drogą, choć przez polskich gryzipiórów w swoim czasie totalnie zdemolowany.
Tylko osiem kawałków ma ta płyta. I tyle. I koniec historii Syndii. Ale tych osiem metal'piosenek dobrze znać, jeśli pragnie się w temacie naszego rocka zabierać głos. Ale i po to, by w życiu nie ominęło nas najlepsze. Zamiast więc tracić czas na śledzenie opolsko'festiwalowych i tym podobnych lur, na pewno lepiej poświęcić te sto euro na zakup tej jednej z nielicznych markowych płyt z rodzimego podwórka.
Lubię w całości, więc nie będzie wyszczególniania na lepsze i jeszcze lepsze. Tej płyty należy słuchać od deski do deski.
Polskie Nagrania "Muza" - 1991 winyl SX 2961 / 1992 kompakt PNCD 089 / istnieje jeszcze kaseta (wydana jako pierwsza), ale ten nośnik to jak przejście z elektryczności na naftę.
1. Każdy Kiedyś Robi Błąd
2. Plaża Snów
3. Opuszczony
4. Marriott
5. Nie Jesteś Wielkim Panem
6. Cenniejsze Płótno Od Ram
7. Dynamit I Diament
8. Spotkajmy Się W Pół Drogi
Zbigniew Kondratowicz - śpiew
Maciej Gładysz - gitara, wokale
Piotr 'Dziki' Chancewicz - gitara, wokale
Piotr Urbanek - bas, wokale
Piotr Pruski - instrumenty klawiszowe, wokale
Krzysztof Patocki - perkusja
oraz dodatkowo:
Grzegorz Skawiński - gitara
Rafał Paczkowski - programowanie instrumentów klawiszowych + produkcja albumu
Po rozpadzie grupy wszyscy rozeszli się do innych muzycznych zajęć. Bita połowa tej ekipy zdobyła później uznanie na polu współpracy z m.in. Edytą Bartosiewicz czy grupami, typu Mech lub Perfect.
a.m.