poniedziałek, 4 lipca 2022

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja 3/4 lipca 2022 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań







"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek - 3/4 lipca 2022 (godz. 22.00 - 2.00)
 
98,6 FM Poznań lub afera.com.pl 
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

BUDDY HOLLY "The Best Of" (1994) - przeżył zaledwie dwadzieścia trzy lata, ale wciąż go pamiętamy, wciąż inspiruje kolejne pokolenia.
- Oh Boy - {The Crickets / 1957}


ELVIS PRESLEY "Artist Of The Century" (1999)
- najlepszy kompilacyjny zestaw Elvisa. Ukazał się pod koniec lat dziewięćdziesiątych, jako ukoronowanie Króla Rock'n'Rolla w dobiegającym kresu XX wieku. Spośród licznych kompilacji właśnie na tę polecam postawić wszystkie zamierzenia i siły.
- That's All Right - {1954}
- Heartbreak Hotel - {1956}
- If I Can Dream - {1968}
- You Don't Have To Say You Love Me - {1970} - {Dusty Springfield cover}

CHRIS ISAAK "Beyond The Sun" (2011) - hołd dla wytwórni Sun Records, dowodzonej przez Sama Phillipsa. Czyli wytwórni, dla której na początku kariery realizował się Elvis Presley, i dla której m.in. nagrał pierwszego w swych fonograficznych dziejach singla "That's All Right". Dla Sun Records przez czas pewien nagrywali też Roy Orbison czy Johnny Cash. I o tym na tej płycie.
- Can't Help Falling In Love - {Elvis Presley cover}
- It's Now Or Never - {Elvis Presley cover}
- Ring Of Fire - {Johnny Cash cover}

CHRIS ISAAK "First Comes The Night" (2015) - jak dotąd ostatnia studyjna płyta tego rockabilly/rock'n'rollowego Amerykanina. Absolutnie pełnego zaufania spadkobiercy i kontynuatora śpiewania oraz grania w duchu 50/60's. Szkoda, że w Polsce kojarzonego głównie za "Wicked Game". Wczoraj zaprezentowane dwa kawałki z "First Comes The Night" to obłędne cośki, a dla tego rodzaju grania niemal widok z góry najwyższej. Nie można przejść obok.
- Reverie
- Kiss Me Like A Stranger

JESSE COOK "Libre" (2021) - czarujące flamenco, mocno wypływające poza sztywne dla korzeni tej muzyki tradycje. To już międzynarodowe spojrzenie na tę iberyjską sztukę, którą jeszcze do niedawna wielu z nas kojarzyło głównie z temperamentem mieszkańców znad basenu śródziemnomorskiego. Materia dźwiękowa płynąca z duszy.
- Updraft 

AIR SUPPLY "Making Love... The Very Best Of Air Supply" (1983) - dwa niezwykle popularne w swoim czasie kawałki tych pop/rock'romantycznych Australijczyków. Elegancja, wykonanie, harmonie wokalne próby najwyższej oraz aranżacje, w obecnej piosence już niemal nikomu niedostępne.
- Making Love Out Of Nothing At All  - {singiel 1983} - kompozycja Jim Steinman
- Lost In Love - {singiel 1980}


PENDRAGON "The Rest Of Pendragon" (1991) -
nagrania z najwcześniejszych EP'ek + live'y
- Lady Luck - {strona B singla "Saved By You" /1989/}
- Elephants Never Grow Old - {strona B EP'ki "Saved By You" /1989/}

PENDRAGON "Love Over Fear" (2020) - poszło z CD nr 2 - "Love Over Fear (acoustic)" - ponieważ na rynek właśnie trafił akustyczny materiał z "Love Over Fear" w formie winylowej. A już jesienią reedycja "The Rest" z nową okładką, nowym masteringiem oraz nowym tytułem. Na tym nie koniec, w listopadzie solowy Nick Barrett. Oj, ciekaw jestem. Zobaczymy, czy muzyk odjedzie, czy może popieści gitarą spragnionych brzmień z czasów "The World" lub "The Window Of Life". Zapewne będzie sporo inaczej, niż podsuwa wyobraźnia, ale o to też w pewnym sensie chodzi. Dobrze, by nie było przewidywalnie. Przewidywalność to nuda. A to, co już dawno dokonane, pozostawmy wspomnieniom.
- Truth And Lies

PORCUPINE TREE "Closure / Continuation" (2022) - spore rozczarowanie, jak na powrót po tylu latach. Ale nawet sam Steven Wilson stwierdził niedawno, że jest świadom tego, iż tworzy muzykę w czasach, w których świat jest nią przeciążony. Bo i też obecnie muzyka nie oznacza tego, co np. w latach 70/80's. Poza tym, trudno dziś stworzyć coś dziewiczego, osobliwego, zaskakującego.
"Closure / Continuation" tworzyło się niemal całą dekadę, gdzieś w zaciszu, tajemnicy, tak, aby nie wyszło na jaw, że Porki wciąż istnieją. I choć już bez Colina Edwina, nadal zmotywowani. Żałuję ogromnie, że wyszła z tego taka nuda. Huk kapiszonu. Dwa przebłyski, wczoraj zresztą na moich łączach zaprezentowane. Zaś w części niewyeksponowanej, dużo bezradnych poszukiwań. Po ostatnich udanych solówkach Stevena Wilsona miałem nadzieję na coś wytrawniejszego, a wyszło przetwarzanie sprawdzonych patentów, w dodatku z mało udanymi melodiami. Porki tym razem nie rozpieszczają. Brak zapamiętywalnych motywów, tutaj budowanych na bazie elektroniki, niekiedy matematyki, innymi razy nawet metalu, a i spodziewanego wyrafinowania. W takim "Harridan" mamy nawet a'la KingCrimsonowy slap bas, co zapewne urzeknie wszystkich łowców tego typu smaczków, szczególnie u audytorium muzealnego prog'rocka. Posłucham tej płyty jeszcze w tym tygodniu, zobaczymy, może mi się odmieni. Póki co, nie czuję i chyba nie pokocham. A może wyrosłem z rocka progresywnego i najwyraźniej zaczął mnie nużyć?

- Of The New Day
- Dignity 

OST "Top Gun Maverick" (2022) - nie dawał mi spać pewien dług wobec tej ścieżki, bo i do wczoraj nie zaprezentowałem jednego z najwspanialszych motywów z "Top Gun Maverick". Hans Zimmer nieźle tu odleciał. Jego talent ponownie wyraża się atencyjnie. Nie sposób się oderwać, tym bardziej przegapić choćby jednej nuty. Bardzo fajny film, a i muzyka też nie od macochy. Słucham tego kompaktu niemal co dnia.
- The Man, The Legend / Touchdown


HANS ZIMMER "Live In Prague" (2017)
- będąc na fali postępków Zimmera w "Top Gun Maverick", nastawiam się również wobec jego dawniejszych dokonań. Do tego celu idealnie przydaje się zamaszystych rozmiarów oraz repertuarowego przepychu praski koncert z maja 2016 roku. Na wczoraj musiał wystarczyć jedynie set z "Gladiatora" oraz "Cienkiej Czerwonej Linii", jednak myślę do tego podwójnego kompaktu jeszcze niebawem powrócić. Wakacje dają poczucie swobody, myśli twórczej, bo i też nie przytłaczają nachalne nowości. Te chwilowo czają się w okopach, by do ofensywy ruszyć dopiero w okolicach września.
- Gladiator
a) The Wheat
b) The Battle
c) Elysium
d) Now We Are Free - {śpiew Buyi Zama}
- Journey To The Line

ERIC CLAPTON "Nothing But The Blues" (2022)
- nareszcie na CD! Jest i cieszy. Live materiał z listopada 1994 roku, zarejestrowany w Fillmore w San Francisco. Owoc trasy "From The Cradle tour". Mamy tu okazanie prawdziwej miłości do bluesa, której Claptonowi nigdy nie brakowało, jednak tym razem nawet na moment Maestro nie odsunął nogi od inspiracji mistrzami gatunki, jak choćby Freddiem Kingiem, Otisem Rushem, Jimmym Rogersem czy czworgiem dżentelmenów wziętych w nawiasy przy poniższych tytułach nagrań. I co istotne, "From The Cradle" okazało się jedynym numero uno Claptona w UK. Tyle czekania, prób, podejść, a tu po prostu trzeba było od razu walnąć korzennym bluesem prosto w twarz. Materiał ma być również do kupienia (a może już jest?) w formie wizyjnej, włącznie z jakością 4K. Dużo wczoraj pogadaliśmy o tej płycie na moim FM, nie ma więc sensu się przepisywać. Kupić i postawić na półce jednak jak najbardziej polecam.
- It Hurts Me Too - {Tampa Red cover}
- Early In The Morning - {Louis Jordan & His Tympany Five cover}
- Five Long Years - {Eddie Boyd cover}
- Crossroads - {Robert Johnson cover}

FOGHAT "Foghat" (1972)
- 50 lat minęło. Równo pierwszego lipca. Cóż za rocznicowe wydarzenie, bo i też absolutnie wspaniała płyta tych znaturalizowanych przez Amerykę Brytyjczyków. Od zawsze grających hard/blues rocka po amerykańsku, lgnąc w tamte rejony od czasów aktu swego zawiązania. W Stanach tej płyty rozeszło się ponad pół miliona. Może nie jest to herkulesowy wyczyn, lecz pokażcie mi dzisiaj lepszych. Obecnie takiej muzyki sprzedaje się na dekagramy w stosunku do dawnych potrzeb. A wtedy był ku temu graniu mocny czas. No i uwaga! - z racji owej pięćdziesiątki, właśnie na rynek trafia winylowa reedycja. W dwóch kolorach, do wyboru - złocista lub na przezroczystym niebieskim. Widziałem obie. Jest efektownie. Mam chrapę, choć życie zweryfikuje, że i tak pozostanę przy kompakcie.
- I Just Want To Make Love To You - {Muddy Waters cover / kompozycja Willie Dixon}
- Trouble, Trouble - {na pianinie Todd Rundgren, a więc facet będący w swojej bujnej karierze producentem i jednym z muzyków genialnego, multiplatynowego "Bat Out Of Hell" Meat Loafa}

DAVID LEE ROTH "Eat 'Em And Smile" (1986) - genialny debiut ówczesnego już ex-VanHalen'owca. Jedna z moich najukochańszych płyt. Kompletnie nie wiem, dlaczego tak przeze mnie pomijana w audycjach. Przelecieliśmy się ślizgaczem po tej arcykrótkiej płycie. Jej całkowity czas przypomina epokę 50/60's, kiedy podobne krócizny nagrywali Elvis Presley bądź Paul Anka. Może dlatego stać było tamtych wykonawców na niekiedy trzy albumy jednego roku. Z Davidem nie było jednak tak prosto. Na następny (już trochę dłuższy) trzeba było poczekać dwie surowe zimy, ale i dla poprawy nastroju dwa ciepluśkie lata. I "Skyscraper" również dawało radę, i także było pod gitarowy fason Steve'a Vaia , a mimo wszystko "to coś", najlepiej oddawała "Eat 'Em And Smile". Czyli, "zjedz ich, a potem się uśmiechnij". Jak widać, okładkowy apacz jest dopiero przed posiłkiem. Nieco ponad trzydzieści minut wypełniły retro covery oraz parę własnych pomysłów. Wszystko pod przepych, a niekiedy akrobatyczno-alpinistyczne wyczyny lidera. Było to niekiedy lepsze od niejednej płyty Van Halen, a jednak w tym samym 1986 roku dawni koledzy Lee Rotha, już ze śpiewającym Sammym Hagarem, nie dali szans serwując rewelacyjne i w konsekwencji sprzedane w wielomilionowym nakładzie "5150". Ciekawe, co czuł David mając w świadomości dobrze wykonaną robotę, choć ostatecznie o całą długość komercyjnie polegając ze swymi dawnymi kompanami. 
- Yankee Rose
- I'm Easy - {Billy Field cover}
- Tobacco Road - {The Nashville Teens cover}
- That's Life - {znane jako Frank Sinatra cover, a tak naprawdę Marion Montgomery cover}

SURVIVOR "Vital Signs" (1984) - Mam dużo miłości do tego albumu. Gdybym był muzykiem i przyszłoby mi decydować o kierunku utworzonej przeze siebie formacji, bez wahania wskazałbym na uprawianie takiej stylistyki. Cóż za pif paf! Leżę i wzdycham o dobitkę."Vital Signs" jest piątym studio'albumem Survivor, jednak pierwszym pod wokalną wodzą Jimiego Jamisona. To zgrabna kontynuacja melodycznych pomysłów z wszystkiego, co dotychczas, pomimo braku kolejnego "Eye Of The Tiger". Ale cała płyta mimo wszystko nieporównanie lepsza od tamtej. Cóż za maestria, melodie, wykonanie, emocje, a ile w tym słońca i dobrych wibracji. Album "Vital Signs" to wzorcowa melodic'rockowa płyta. Bez niej na próżno budować w podobnym tonie kolekcje. Wzięte od brzegu cztery pierwsze numery trafiły na single i wszystkie z sukcesami. Ale i wszystko, co pozostałe, odczuwa tu dumę. I wczoraj stanęło mi to udowodnić. Dlatego w eter poszybowała mniej rozpoznawalna radiowo selekcja piosenek, ta ze schyłkowej fazy albumu. A i tak, co numer, to mógł być hit! No i optymalny dla Survivor skład: Jamison/Peterik/Sullivan/Ellis/Droubay. Każde z owej piątki nazwisko elektryzujące. Sami mocarze. Jeden centymetr tej muzyki jest więcej wart od całego polskiego rocka ostatnich dwudziestu/trzydziestu lat. Inna sprawa, że u nas taka płyta nigdy nie powstała i nie sądzę, by się udało.
- Popular Girl
- Everlasting
- It's The Singer Not The Song 
- I See You In Everyone

FORTUNE "Level Ground" (2022) - do poduszki niegrany dotąd u mnie kawałek z najbardziej przecież ekscytującej płyty mości panującego roku.
- Silence Of The Heart

Dziękuję za uwagę. Zapraszam ponownie już w najbliższą niedzielę, na tych samych częstotliwościach: 98,6 FM oraz afera.com.pl
Do usłyszenia ...

Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze