SVARTANATT
"Svartanatt"
(THE SIGN RECORDS)
*****
Svartanatt tworzy piątka zarośniętych i zapuszczonych facetów, przypominających nieco swym wizerunkiem Geezera Butlera, gdzieś z okolic 1970 roku. Muzycznie zresztą wcale nie stojąc daleko od jego upodobań, choć o kopiowaniu Black Sabbath w tym konkretnym przypadku mowy nie ma. Nawet jeśli ich archeo-masywnym brzmieniem Szwedzi nie pogardzają.
Svartanatt, czyli "czarna noc" (czyżby nawiązanie do klasycznego hitu Deep Purple?), grają prog-hard'n'heavy stylizowane na epokę przełomu 60/70's. I są w tym albo obecnie najlepsi, albo jeszcze do lepszych nie udało mi się dotrzeć. Na pewno wiarygodni, porywający, by nie rzec obłędni. Przyznam, że nie przepadam za tymi wszystkimi Answer'ami, Blues Pillsami czy White Stripes'ami, w których tak wielu upatruje odnowicieli i wskrzesicieli starego dobrego grania. Natomiast, ta oto konkretna płyta, po prostu zwala z nóg. I to w biały dzień, choć z dostojeństwem owej czarnej nocy. Ciężkie brudne garażowe gitary, do tego surowe, wręcz prymitywne brzmienie, a także stosowna realizacja całości. Grupa jawi się tak, jakby autentycznie przeniosła się z tamtej epoki, a my tylko przypadkowo ją dopiero teraz odkrywamy. Jest w niej wszystko, co fani starego rocka kochają - zarówno wspomniane czadowe gitary, ale i hammondowsko-brzmiące organy, masywna mięsista perkusja, plus odpowiednio chrypliwy wokalista, a także gitarzysta Jani Lehtinen. Słowem: kaskada muzealno-metalowych brzmień - super! Tego typu anachronizmy przyjemnie popieszczą podniebienia entuzjastów tych wszystkich dawnych Black Sabbath, Deep Purple, Indian Summer, Jody Grind, Nektar, Uriah Heep, UFO, Atomic Rooster, Birth Control, T2, itp. grup.... I choć spośród dziesięciu zawartych tu kompozycji wszystkie autentycznie wydają się bezbłędne, to bez wątpienia trafiła się pośród nich perła nad perły, a jest nią 6,5-minutowa "Thunderbirds Whispering Wind". Cóż za klimat, cóż za granie! Trudno przelać na kartkę papieru to, co tam się dzieje, a ludzkie serce przeżyć musi. Organy, gitary, z początku dostojny śpiew, by w konsekwencji dojść do granic absolutnego szaleństwa. Czysty obłęd i bez wątpienia jedna z najwspanialszych kompozycji ostatnich wielu lat. Wierzyć się nie chce, że naprawdę ten numer nie powstał cztery dekady temu, wszak od takiego czasu powinien "straszyć" w niejednym domu.
Jeśli ktoś pomyśli, że na tym koniec, to.... Proszę koniecznie posłuchać całej pozostałej reszty. Od króciutkiego 2,5-minutowego "Filled Up With Darkness", poprzez nawet jawiące się przebojowo "Times Are Changing" oraz singlowego "Demon", aż po fantastyczny finałowy, hard rockowy, ale i niemal mistyczny "Destination No End". Organy w nim brzmią, niczym najszlachetniejsze Hammondy, natomiast to, co gitara maluje mniej więcej w połowie tej kompozycji, musi przyprawić o ciarki.
Podobnie ciepłymi słowami należałoby obdarować nazbyt niestety krótkawe "Rocket" czy "Dreams", jak też uroczy w swej prostocie "Dead Mans Alley", bądź przebojowy, blisko 6-minutowy "Secrets Of The Earth".
Ta płyta obudziła we mnie uśpionego demona-łasucha na tego typu rock-wymiatanie. Ależ kapitalna muzyka! Co za album, co za w ogóle fantastyczny 2016 rok.
P.S. Dzięki szczególne dla Piotrka "nie tylko maszyny są naszą pasją", bo gdyby nie on, nigdy nie poznałbym tej muzyki.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"