wtorek, 1 listopada 2016

SEVEN - "Shattered" - (2016) -







SEVEN
"Shattered"

(ESCAPE MUSIC) - w Japonii RUBICON MUSIC
***




Ta angielska grupa powstała nieco ponad ćwierć wieku temu na gruzach istniejącej w RPA formacji Face To Face. Wspomagał ją wówczas legendarny John Parr (ten od potężnego przeboju "St. Elmo's Fire"), który nawet użyczył muzykom w tym celu własnej dość popularnej piosenki "Man With A Vision".
Mieli stać się pop-rockowym boysbandem, lecz w tamtym czasie nie było na to jednak zapotrzebowania. Do głosu dochodziły natomiast inne chłopięce kwarteto-kwintety, wykonujące ot po prostu słodki pop. Seven zniechęceni brakiem sukcesów dwóch nieco wcześniej wydanych singli wkrótce rozeszli się na dobre, by jednak w 2014 roku zejść się w oryginalnym składzie i nagrać absolutnie przepiękną płytę "Seven" (z m.in. odświeżoną wersją piosenki "Inside Love"). Dzieło zaowocowało klasowym melodic-rockiem, na którym roiło się od

pretendentów do list przebojów. Niestety w gąszczu obecnego renesansu na taki rodzaj grania Seven uznano za typowych przedstawicieli gatunku, nie doceniając ich wyjątkowości. Z tego właśnie powodu świat został ograbiony z należytej popularności dla tego albumu. I chyba każdy, kto dotarł do niego przyzna mi rację. Ja sam każdego roku poznaję sporo podobnie grających wykonawców, a jednak Seven posiedli pewien niepowtarzalny urok, o którym trudno napisać na szarej kartce papieru.
Dlatego ucieszyłem się na wieść o nadchodzącym "Shattered". Z dużym kredytem zaufania sięgnąłem nawet po japońską edycję albumu. Niestety już po pierwszym jego posłuchaniu nastąpiło spore rozczarowanie. Bo choć wszystkie piosenki wydały się na swój sposób udane, to zabrakło im emocji, które charakteryzował niedawny długogrający debiut. Dopiero nieco później zajrzałem do albumowej książeczki, w której spostrzegłem całkowitą zmianę dotychczasowego składu - z
wyjątkiem wokalisty Micka Devina. Co prawda jego nowym kompanom też nie można niczego zarzucić. Naprawdę grają klasowo, nawet starają się podobnie zabrzmieć, jednak same kompozycje odarte zostały z "tego czegoś". Seven zamienili polot, soczystość i spontaniczność na poprawność i rzetelność. Jeśli więc komuś to wystarczy... Osobiście oczekiwałem zgrabnej kontynuacji i czegoś na miarę kolejnych "Inside Love", "Never Too Late" czy "Don't Break My Heart", że o drugiej takiej balladzie, jak "Diana" już tylko pomarzyć. Otrzymałem jedynie dwanaście niezłych, do bólu schematycznych piosenek, spośród których nawet nie potrafię wyróżnić choćby jednej.
Być może grupę dopadł syndrom drugiego albumu? Kto wie... Ponadto nie każdemu przecież mistrzowska forma musi być dana na zawsze.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"