wtorek, 8 listopada 2016

Piranha

W dobrotliwie panującej erze cyfryzacji zaskoczyła mnie namacalna (od lat wychodząca) płytowa gazetka/reklamówka w berlińskim Saturnie. I to nie jakiś tam nędznych dziesięć stron, a sto dwadzieścia cztery. Każda płyta zrecenzowana, inna sprawa, że tylko zachęcająco. Mamy wszak do czynienia z materiałem promocyjnym, nie mogło być inaczej. Dowiadujemy się o nowościach z wszystkich możliwych nośników (CD, LP, DVD, Blu-ray, nawet bezsensowne digital), ponadto o nadchodzących koncertach, włącznie z informacjami o ich wyprzedaniu.
Niemcom nadal się fonografia opłaca, więc gazetek reklamujących płyty przy każdej z kas zatrzęsienie. Nasi zachodni sąsiedzi, jak i my, także szukają oszczędności, to też "broszurka" wychodzi spod krakowskich drukarskich pras. Papier być może jakości nie najwyższej, za to wszystko w kolorze, i co ważne, nie kończy się jedynie na reprodukcjach płytowych okładek, a i na niemałych gabarytowo zdjęciach opisywanych artystów. Całość prezentuje się bardzo przyzwoicie, i gdyby człowiek nie wiedział pomyślałby, że drapnął gratis niezłe pisemko. Można? Można. Choć przecież Niemcy, to także kraj o niemałym stopniu piractwa. Tam jednak w działach płytowych stale się buszuje. Ludzie przeglądają, odsłuchują, wzbudzając ogólne zainteresowanie. Prawdopodobnie także kupują, skoro owa gazetka traktuje głównie o muzyce, nie będąc przy tym elementem większej układanki - z pralkami, lodówkami, telewizorami czy lokówkami do włosów. Poza tym, ktoś nieśledzący nowości na bieżąco ma szansę dowiedzieć się o każdym nowym tytule. Nie tylko z topowej dziesiątki. Podczas, gdy w pestkowym Saturnie rzucają się w oczy jedynie nowości z tzw. stocków, a te niszowe, często pojedyncze tytuły, trafiają do ogólnej masy alfabetowej, i tu już trzeba konkretnie wiedzieć, czego się poszukuje.
Gazetka "Piranha" poinformuje o szerokiej ofercie, w tym o przypadkach jednostkowych. A zatem, klient zabiera gazetkę do chałupy, nastawia jakąś fajną płytę, zaparza kawę i wertuje strona po stronie.... Łatwiej później dotrzeć do ciekawej płyty, o której trudno byłoby się dowiedzieć w dezinformacyjnej polskiej sieci Saturnów.
Od pewnego czasu Pan Darek z podkrakowskiej firmy "Mystic" podsyła mi melodic rockowe fanziny "MRF". Jest to ok.20-stronicowa gazetka (dwumiesięcznik) włoskiej wytwórni Frontiers Records, która jednak działając w kooperacji z podobnymi do siebie labelami, łączy ich ofertę w monolit. Dzięki tej fuzji dowiadujemy się o wszystkich propozycjach Frontiers Records, AOR Heaven, Pride And Joy, ale i o wybranych tytułach z katalogów AFM Records czy Nuclear Blast. Żałować można, iż o ile płyty Frontiers są u nas dystrybuowane, o tyle na próżno szukać podobnej muzyki z objęć fabryk AOR Heaven, Point Music, Escape czy Rock Candy. Oczekuję dnia, gdy ten stan rzeczy ulegnie poprawie. Do tego jednak potrzeba jakiejś ogólnej supremacji sympatii względem takiego grania. Z tym niestety łatwo nie jest. Bez obrazy, ale znam wielu fanów Deep Purple, Boston czy Journey, których trudno przekonać do fajnego grania, płynącego z ust ich współczesnych spadkobierców. No chyba, że powszechnie i na klęczkach wielbiona radiowa Trójka jakimś cudem zapewni o dokonanym wynalazku, wówczas wzejdą balony na te wszystkie sztuczne Answery, Blues Pillsy czy inne tam Łajt Strajspy. W tych ostatnich upatrywano niegdyś odnowicieli klasycznego rocka. Znam takich, co uwierzyli.
Piosenka na dziś: Wickman Road "I Can't Wait Anymore". Szwedzki melodic-rockowy debiut. Znakomity, choć niezjawiskowy. Trudno zresztą o zjawiskowość, skoro każdego roku ukazuje się przynajmniej kilka równie udanych płyt. Album pochodzi ze wspomnianej kompanii AOR Heaven, i gdyby nie bogate półkowe moce berlińskiego Saturna, być może nigdy nie poznałbym tej muzyki.







Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"



Tam także reklamują najnowszych KINGS OF LEON
W "Piranha" polecają wydane właśnie winyle
Rozpiska trasy koncertowej Raya Wilsona...
...Polska też na mapie
Płytę Toma Chaplina nabyłem dziesięć dni po oficjalnej premierze, do nas nadal nie dotarła.