Wczoraj u mojego realizatora w aucie zagrali Royal Hunt. Zarówno przed- jak i po audycji. Nie wiedziałem, że Tomek ich tak bardzo lubi. Beczkę obskurnych kiszonych ogórów wspólnie bracie ty mój zjecie, a człowieka nie poznasz.
Fajnie się wczoraj przeżywało muzykę w Nawiedzonym Studio - my i Słuchacze. A raczej: Słuchacze i my - w tej kolejności będzie grzeczniej. Zawsze najpierw przedstawiamy kogoś, na końcu wspominamy o sobie. Dobrze o tym pamiętać. To dodaje smaku. W "Familiadzie" z rzadka kapitanowie drużyn stosują tę zasadę. I dziwię się, że producenci programu na uszko nie szepną dla przypomnienia.
Stresu wczoraj nie brakowało, ponieważ jeden z odtwarzaczy dawał o sobie ze szwankiem znać. Już nie pierwszy raz. No co ja na to poradzę, że nikt mnie nie zmusi do empetrójek i zawsze mam ze sobą PRAWDZIWE płyty. I to się NIGDY nie zmieni. Empetrójki, to wynalazek dla cieniasów - koniec, kropka. I niech mi nikt nie wyjeżdża, że on tylko na ich podstawie sprawdza, co dobre, a co nie, a potem należyte niby kupuje. Nie wierzę. Albo się bracie bawisz w empetrójkowe pierdy, albo na poważnie kupujesz i kolekcjonujesz płyty. Drodzy Państwo, ja kupuję płyty non stop i nie mam czasu na jakieś skompresowane badziewie. W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć słowa Micka Boxa - gitarzysty Uriah Heep, który niegdyś: "...rocka trzeba słuchać głośno, na dobrym sprzęcie, a nie na jakimś komputerku".
Robiliście kiedyś Państwo sprawunki w dyskoncie w nocy? A my z Tomkiem pojechaliśmy właśnie po audycji do Tesco Extra i chodziliśmy po alejkach niczym królowie. Jedynie na plecach
czuliśmy oddech kamer Wielkiego Brata. Sklep wielkości stadionu piłkarskiego, a w środku kilka osób z obsługi, zajętych raczej pracami porządkowymi, no i być może czterech/pięciu kupujących - licząc rzecz jasna z nami samymi. Co za komfort. Nikt się nie plącze, nie marudzi, żadnych kolejek do kasy, puste parkingi,.... Zawsze mawiałem, że noc jest najpiękniejsza. Poranki bywają jedynie magiczne w muzyce - vide wczorajsze "July Morning" - w koncertowym wydaniu, w hołdzie dla Trevora Boldera - zmarłemu równo przed trzema laty basiście Jurajki.
Zapytają Państwo, co można kupować o drugiej trzydzieści po północy? Hmm.... Tomkowi do koszyka nie zaglądałem, a ja szarpnąłem się na solone Laysy. 240-gramowa paka za równego piątaka, podczas gdy u mnie w osiedlowym Lewiatanie bandziory życzą sobie dokładnie tyle samo za 100-gramową zawartość. Nie mogło być nic przyjemniejszego jak skonsumowanie ich pół godziny później w asyście zimniutkiej Pepsi - cóż za zestaw.
Piosenka na dziś: RAY WILSON "Song For A Friend" - z płyty pod tymże samym tytułem. Kupiłem ją wczoraj, więc dopiero się zanurzam. Bardzo lubię głos Raya. Lubiłem już nawet za czasów Stiltskin, a więc na długo przed jego pojawieniem się w Genesis. Muzyka Stiltskin nie do końca była moja, lecz z czasem... Płyta "Song For A Friend" to rzecz nastrojowa, niemal w całości
akustyczna, choć tego akurat trochę żałuję, albowiem lubię pełnię aranżacji i brakuje mi gdzieniegdzie elektrycznych zagrywek, jak i większej palety instrumentów. Ale wiem, że tak być musiało. Ray zapragnął piosenek osobistych, refleksyjnych, utrzymanych w skromnym tonie - z opowieściami o życiu, o uczuciach - intymnie. Tytułowe "Song For A Friend" Ray poświęcił przyjacielowi, który popełnił samobójstwo, ponieważ jako inwalida w wyniku złamania kręgosłupa nie był w stanie się z tym pogodzić, a co za tym idzie - dalej żyć. Podobno podjechał wózkiem na podjazd, z którego ucieczką było już tylko runięcie do morza. Niezwykła historia - piosenka również. Niech będzie ona tylko jedną z zachęt do sięgnięcia po cały album. I proszę sobie nie myśleć, że najładniejszą w tym zestawie jest przeróbka Pinkfloydowskiego "High Hopes".
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"