środa, 18 maja 2016

na dzisiaj "Rock'n'Roll Star"

Zadrżało serce. Zabrałem do roboty koncertowych Barclay James Harvest "Live Tapes" i odtwarzacz zaczął przeskakiwać na piosence "Poor Man's Moody Blues", a przecież w domu płyta grała dotąd należycie. Na szczęście po sprawdzeniu na domowym sprzęcie wszystko zostało po staremu. Ufff, najadłem się strachu. Co prawda zbuntowała się nowa zremasterowana edycja, a ja wolę tę moją najstarszą, no ale zawsze.....
Przed siedmioma laty wytwórnia Esoteric wypuściła poprawioną cyfrowo edycję "Live Tapes", wzbogacając ją kilkoma nagraniami, których nie było na winylu, a także w pierwszym tłoczeniu CD. Czy to dobrze? Gdyby dodatki upchnąć na końcu, to pewnie tak, ale nie bardzo lubię ingerencję w zaburzaniu przed laty ustalonej kolejności nagrań, a w tym przypadku tak właśnie postąpiono. Bywa, że niektórzy wydawcy w taki oto sposób podrażniają zżytych z oryginałami. I ja też do nich należę. Dlatego tym bardziej kupując nowe albumowe edycje nie pozbywam się starych. Dochodzi do tego, że później mam niezliczone ilości "Ciemnych Stron Księżyca" (choć cały czas z umiarem), "Misplaced Childhood" czy "The Number Of The Beast".
Pomyślałem, że z owego "Live Tapes" polecę Państwu wcale nie osławione "Hymn" czy "Poor Man's Moody Blues", a niezwykłej urody "Rock'n'Roll Star". I choć tytuł mógłby sugerować soczystą i pełni energetyczną piosenkę, to nic z tego, mamy w tym przypadku do czynienia z kolejną odsłoną melancholijnych BJH. No, może z nieco bardziej rockową gitarą, choć nie ma tu mowy o sypiących się wiórach spod gitarowych progów Johna Leesa. Sama liryka nawiązuje do problemu gwiazdorstwa pośród rockmanów - "....im wyżej się wznosisz, tym boleśniej zlecisz...". Piosenka była ironią do przerysowanego i mocno podkolorowanego życia estradowych gwiazd, które po ewentualnym upadku nie potrafiły dźwignąć tego ciężaru.
"Rock'n'Roll Star" w studyjnej wersji pojawiło się dosłownie chwilę przed "Live Tapes" na albumie "Octoberon". Czyli na jednym z najbardziej klasycznych i cenionych do dzisiaj dzieł. Obie wersje tego kawałka, zarówno studyjna jak i ta koncertowa, są doskonałe, tak więc nie powinno mieć znaczenia, którą polecę szczególniej, jednak.... No właśnie, koncerty z reguły mają swoją moc. I tak jest również w tym przypadku. Barkleye zagrali ten numer ze sporym entuzjazmem, co uczyniło go szczególniejszym. Poza tym na tejże koncertówce chwilę później następuje obłędna wersja ich największego hitu "Poor Man's Moody Blues" - ze ślicznymi klawiszowymi podkładami Wooly'ego Wolstenholme'a. Już choćby tylko dla tego fragmentu warto oddać diabłu anielską stronę duszy.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"