Do handlu trafiła reedycja pierwszej płyty Pani Ireny w winylu w kolorze zielonym, a więc w jednej z głównych okładkowych barw. Okładka w grubym kartonowym gatefoldzie, przez folię domniemywam może nawet celofanowym. Piszę 'może', albowiem dopiero zabieram się za zamówienie w Świecie Książki.
Liczę, że wydawca wytłoczy także CD. Nie wyobrażam sobie innej opcji w ramach kolejnego reedycyjnego posunięcia. Zapewne wszystko zależeć będzie od wyników sprzedaży.
Kompakt był jeden raz na rynku, jakieś ćwierć wieku temu, jeszcze w czasach mego prowadzenia Moditu, jednak tamta edycja tylko profanowała album. Sprawa rozchodziła się o okładkę, ale nie będę wchodzić w szczegóły, nie mamy teraz na to czasu.
Przed nami płyta, od której wszystko się zaczęło. Nie chcę więc w jej temacie żadnych kpin, wyzłośliwień, nie życzę sobie retoryki, z gatunku: jakie to słabe, typowe socjalistyczne śpiewanie. Polecam wstrzemięźliwość i afiszowanie dennych wniosków wobec lubianej przeze mnie piosenkarki. Dotyczy nie tylko połysiałych rockmanów z brzuszkiem, którzy całe życie kłaniają się jedynie Led Zeppelin lub Pink Floyd, niewiele więcej znając i chcąc polubić.
To była Gwiazdka u moich Babci i Dziadka przy Nad Wierzbakiem, w bliskim sąsiedztwie Parku Sołackiego, tuż przy nieistniejącym już postoju taksówek, nieopodal Poczty, vis a vis nieistniejącej obecnie księgarni, tuż za rogiem po drugiej stronie ulicy Baru Kawowego 'Iwa', a gdzieś bliżej Wojska Polskiego rozlewni i gazowania syfonu. A co jeszcze w krajobrazie istotne, w oprawie cudownie malowniczych alej Wielkopolskiej i Małopolskiej. Poznańskie klejnoty i zaszczyt linii tramwajowych numer dziewięć i jedenaście.
Tamte u Dziadków chwile niezapomniane. I zawsze specyficzny, dla mnie przepiękny zapach ich mieszkania. Skromnego w gabarytach, za to z ogromem miłości. Bo wiecie, że miałem najlepszą Babcię? Nie przesadzam. Zawsze uważałem, że wszyscy powinni mi Jej zazdrościć. Była cudowną osobą - o pierzastym usposobieniu, takim też sercu, pięknie się wypowiadającą, zawsze stonowanie, bez krzyków i ryków. Może dlatego nie znoszę głośnych, rozwrzeszczanych bab. Moja Babcia była artystką malarką, to nic, że jedynie amatorką, albowiem malowała obłędnie. Jej dzieło "Cztery pory roku" zachwycało wszystkich, którzy go dostąpili.
Wobec Babci pragnę podkreślić słowo 'artystka', albowiem malarze malują pokojowe ściany, a Babcia Stasia tworzyła obrazy. Wiele z nich porozjeżdżało się po rodzinie, równie wiele poleciało lub popłynęło (niekiedy komercyjnie) do Stanów, Niemiec lub Holandii. I wiecie co, wszystkie te dzieła sztuki w sposób nieopisywalny łączyły się ze starym kredensem w dużym pokoju, co i równie antycznym telewizorem, którego lampa rozgrzewała się dłużej niż restauracyjne posiłki. Przy czym, uwaga! - kisiel. Babcia robiła niesamowity kisiel. Bywały w nim przeróżne owoce i on tak pachniał, że... Babcia kisiel podawała w szklanej wazie, z chochlą, a do popicia gorące mleko plus sporą obręcz ciasta. Nigdy go nie brakowało. Oprócz tego, Dziadek trzymał pod jednymi z drzwiczek kredensu skarby/słodkości. Wszystko w szarych tytkach. Inna sprawa, kiedyś innych nie było. Trzeba było więc do każdej torebki zajrzeć, by przekonać się, gdzie krówki, a gdzie czekoladowe. Cały ceremoniał spożywania niejednokrotnie nachodził na ciekawe spotkania z gośćmi, którzy często Masłowskich nawiedzali. Sama inteligencja - najczęściej jakieś tytułowane profesorki lub doktorki, dopiero w niższym szczeblu szkolne nauczycielki lub panie inżynierki. Mały andy siedział i bacznie wsłuchiwał się we wszystkie opowieści, plotki, ploteczki. Interesowało mnie wszystko, ponieważ głównie rozmawiano o ludziach. O jakiś tam, bliżej mi nieznanych. Nigdy nie było o pieniądzach, o zysku, o chciwości, na szczęście nikt również nie przynudzał o autach lub wiertarkach. To były godne napawania dyskusje, których mogłoby nie być końca. Niekiedy niewiele rozumiałem, ale podobało mi się, jak ci ludzie rozmawiali. Wysokich lotów, nawet w mowie bez błędów ortograficznych polszczyzna, u wszystkich wrodzona elokwencja, w ogóle niesłychanie wirtuozerskie władanie słowem, bez krzty pogardy, tym bardziej przekleństw. Pasowała mi tamta atmosfera, a już szczególnie w kontekście spożywania wspomnianego kisielu, który to kisiel obłędnie korespondował z zapachem starych mebli oraz odzieży wszystkich tych w sile wieku ludzi. Tamta odzież przesiąkiwała się zapachem wiekowych ciał, jakże innym przecież od woni młodości. Wspominam tamte chwile zawsze biorąc głębszy oddech. Oddałbym niejedną cenną płytę w zamian za powrót do np. siedemdziesiątego szóstego lub siódmego, w tym, do zapachów przydomowego, zadrzewionego mini ogrodu i do całej atmosfery Nad Wierzbakiem siedemnaście.
P.S. Moje ulubione z albumu:
"Śpiewam Pod Gołym Niebem"
"Wymyśliłam Cię"
"W Cieniu Dobrego Drzewa"
"Ty i Ja - Wczoraj i Dziś"
"Połoniny Niebieskie"
andy
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm