Przeżywam odejście Księcia Ciemności. Niesłychanie. I uwierzcie, tylko dlatego, że nie chciałem zarżnąć audycji monotematycznością, mocno tkwiłem w opanowaniu i przydatnym urozmaiceniu.
Wiecie Państwo, wiele dla mnie znaczył i wciąż znaczy jeden z najważniejszych bohaterów dzieciństwa/młodości. Nie do opisania w dwóch zdaniach. Nie da się wyrazić ot tak w moment wielu uczuć, przytoczyć na zawołanie kompletu wspomnień. Trudno w takich chwilach w mig oznaczyć wszystkie kadry - czyli, co ze mną robiła ta muzyka, samo zresztą śpiewanie Ozzy'ego, które niekwestionowanym widokiem z góry najwyższej.
Pamiętam, jak ktoś namówił mnie w latach osiemdziesiątych do posłuchania jednego z wydań Wieczoru Płytowego, takiej popularnej wtedy audycji, gdzie nastawiano całe albumy. Nie było konkurencji, było jedno radio, w nim określony krąg ludzi, czyniących z siebie guru. Pewnego razu jeden z prezenterów zapodawał jakiś album Ozzy'ego - nie pamiętam już, jaki - nadawał go być wymiennik Beksy, Tomasz Szachowski - pewny nie jestem. No i, człowiek wypowiedział się w temacie Ozzy'ego, że ten nie umie śpiewać... że to, że tamto... generalnie wymądrzał się i dyskredytował każdy Księcia atut. Słuchałem, wzbierało we mnie, aż zechciałem wskoczyć do odbiornika i nieźle mu przywalić. Gdyby było możliwe, nie oszczędziłbym sobie. Ale okay, dawno było, a skoro dawno, ponoć nieprawda. Potem dziwią się, że andy radia nie słucha, a w zasadzie, poza incydentami, nie słuchał go nigdy.
Na dzisiaj słówko w temacie "Down To Earth". Poczuwam się, albowiem nagadałem w sitko ostatnio, a i całkiem serio sercem obstawiam, iż najlepsze solówki Ozzy nagrywał do "Ozzmosis" włącznie. Z tym, że jest pewne ale - u Ozzu'ego kichy nie ma, więc nawet na mniej przeze mnie wychwalanych albumach, zawsze znajdziemy źdźbła rehabilitacji.
I tak oto - "Down To Earth". Płyta na sztandary wzniosła dwa single, wśród których popularna ballada "Dreamer". Cudny numer, jednak dający blade pojęcie o całej reszcie. W chwili wydania, o całym albumie nie tylko ja kręciłem nosem. Po sześciu latach od "Ozzmosis", miałem inne oczekiwania, a przecież to już dwudziesty pierwszy wiek. Zmieniły się czasy, okoliczności, dobiło nowe pokolenie, tym samym zmieniły się wszystkie realia. Młodziaki chętniej, niż Black Sabbath, słuchały post grunge'u lub nu metalu, oraz wszelakich niemelodyjnych łomotów, tym samym Ozzy, też jakby trochę zapragnął puścić do nich oczko. Miał ku temu atrybuty, przede wszystkim w postaciach kumatych muzyków - na gitarze zasuwał niewyżyty Zakk Wylde, a przecież wystarczy tylko spojrzeć - w jego dłoniach wtulona gitara to jak obuchem po łbie. Do tego równie potężny, wręcz z maczugą, metallikowy basista Robert Trujillo, no i, jeszcze nie do spowolnienia w bębnach, istny szatan, faithnomore'owy Mike Bordin. Nie dziwi, że Ozzy zostawił go sobie na dłużej. Tak więc nawet, jeśli nie wszystkie melodie od razu mi podeszły, sam warsztat panów chapeau bas.
Trzy piosenki, Drodzy Państwo. Lubię więcej, ale na dzisiaj niech będą trzy.
Ballada "Dreamer". Numer który powstał już w okolicach dziewięćdziesiątego ósmego, jednak Ozzy miał nosa nie puszczając go łodzią na samotną wyspę, a opracował nowy aranż i dostarczył na płytę, wydaną zresztą miesiąc po atakach na World Trade Center. Piosenka szybko nabrała mocy, znaczenia, przekazu. Maestro wyraził tu pragnienie lepszego świata, nie tylko wobec swoich dzieci, ale w ogóle wszystkich potomnych. W tekście zauważymy, jak u Artysty rozpaliło wyobraźnią - że może kiedyś nasz glob będzie krainą szczęścia, bezpieczeństwa, przyjacielską aurą. Śmiejecie się, że co, że utopia? Niech i nie do spełnienia, ale skoro nie da rady na jawie, chociaż pomarzmy. To nie grzech. Ozzy jest tu więc jedynie i aż marzycielem, vide "Dreamer" - ... jestem tylko marzycielem, który śni o lepszych dniach ...
"No Easy Way Out" - w albumowej kolejności następca "Dreamer", ale to kompletnie w innym tonie piosenka. W swej konstrukcji i atmosferze mocno natchniona starymi Sabbathami. Zaczyna się niewinnie, niczym ballada, ale to tylko kilka sekund, po czym istne cargo - ładunki, rytmika, solówkowanie, energia, czad!. Wycinkowo ciężkość niemal rodem z "Master Of Reality". Miał tu Ozzy ewidentną słabość do dawnych dni i wyraził ją w tych niesamowitych pięciu minutach - ... jestem uwięziony we śnie, na mych ramionach odczuwam przygniatający ciężar i zdaje się, nie ma łatwej drogi wyjścia ... Po śmierci Ozzy'ego przypomniałem sobie cały album, zakotwiczając na dłużej ucho właśnie na tym kawałku. Posłuchałem dobrych kilka razy, i nie wiem teraz, dlaczego nie wszedł do ostatniej radiowej setlisty.
"Running Out Of Time" - jeszcze raz ballada. Już nie tak popularna, jak "Dreamer". By nie rzec - znana jedynie fanom Ozzy'ego. Ludziom przesłuchującym całe albumy, nie zaś czyhającym na łaskę radiowych prezenterów, którym komputer losowo wybiera propozycje i w życiu takiego skarbu nie podpowie. I tak, jak wcześniej zaproponowane przeze mnie dwie piosenki, tak i ta oscyluje wokół pięciu minut. Idealny rozmiar czasowy, dający bez stresu pomieścić po dwie zwrotki, trzy refreny i obowiązkowe sola. Wszystko piekielnie melodyjne, chwytające za mięsień sercowy.
Kompletnie nie pojmuję, dlaczego nie opublikowano takiego songu w singlu, nie dano szansy poszerzenia przestrzeni sławy. Decydenci w swoich wypasionych gabinetach zazwyczaj kompletnie nie kumają muzyki i niszczą ją takimi właśnie działaniami. A zatem, kto jeszcze nie postawił na półce "Down To Earth", niech czym prędzej uzupełni zaległość. Coś, co zresztą jak wszystko u Ozzy'ego, mieć przystaje.
Zaglądamy do literatury piosenki, a tam: ... kolejny samotny, zdezelowany bohater, zbierający resztki umysłu. Ubywa mi wiary, nadziei i rozsądku, kończy mi się czas.
andy
"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl