King Crimson nagrywają nowy album. Pierwszy od czasów "The Power To Believe", a więc upłynęły dwadzieścia dwa lata. Póki co, brak jeszcze konkretów. Tym samym, przypuszczalnej daty premiery.
Czy się cieszę? Nie. Wszystkie dokonania po genialnym "Red" kompletnie mi nie leżą i nie będę udawać, że wczorajszy news wzbudził we mnie najmniejszy dreszcz. Dla jasności, w swoim czasie intensywnie siedziałem w temacie King Crimson, mam na półce wszystkie ich płyty, dobrze znam pełen zakres dokonań, lepiej, niż moglibyście Państwo po mnie przypuszczać, a jeszcze na koncie dzierżę udział w dwóch koncertach, wśród których widnieje pierwszy polski występ w Sali Kongresowej - z Billem Brufordem na bębnach. Pojechałem wówczas podniecony faktem ujrzenia i posłuchania Roberta Frippa oraz popodziwiania właśnie Billa Bruforda oraz Tony'ego Levina. I od razu przyznam się bez bicia, za Adrianem Belew jakoś nie bardzo. Szanuję, podziwiam talent, jednak od serca nie moja bajka. Konkludując, warszawski koncert okazał się artystycznym sukcesem, pomimo iż zabrakło w nim magii pierwszych siedmiu płyt. Przy jakiejś okazji dam nura do albumu z moimi koncertowymi biletami, ustrzelę odpowiednie foto i wspólnie sobie popodziwiamy.
Zakładam, że każdy zainteresowany tematem zna wszystkie dzieła Karmazynowego Króla, więc na dzisiaj polecę...
Haskellowi sporą popularność, a i ogólną rozpoznawalność, przyniosła piosenka "How Wonderful You Are" (oto pokaz siły lokalnych mediów!). Rzecz z dwa tysiące pierwszego, choć na albumie "Harry's Bar" opublikowana dopiero w kolejnym roku. Zanim świat zajął się solowym Haskellem, a także i zaczęto organizować mu polskie koncerty oraz programy telewizyjne, najpierw andy lansował autorskie dokonania Mistrza, a zadziało się w nieistniejącym już winogradzkim Radio Fan. I wtedy wielu kolegów z branży dziwiło się, cóż to znowu za dziwoląg, którego masłowski lansuje? A dziad wiedział, nie powiedział, a to było tak... No więc, rok 1996 i płyta "Butterfly In China". Mój absolutny faworyt. Nie tylko wtedy. Niewystępujący jednak album na żadnych listach przebojów oraz notowaniach sprzedaży, a jednak piękny, piosenkowy, uroczy. I znają go tylko nieliczni. Już wtedy była z niego cudowna artystycznie nisza. Nie śniły się jeszcze Haskellowi sukcesy, nagrywał więc od serca swoje, w oparciu o równie noname'owych muzyków, bo przecież, jaki kowalski kumał nazwisko: Gordon Haskell. Jedynie ci, co wyjrzeli poza bestsellerowy debiut King Crimson, dostąpili bogatszego świata, ponieważ interesowało ich więcej, niż tylko top. Ja też nie potrafię o muzyce z ludźmi, którzy na hasło 'King Crimson', ciągle tylko jeden/dwa tytuły: "Epitafium" lub "Schizofrenik dwudziestego pierwszego wieku".
"Butterfly In China" (motyl w porcelanie, nie żadne Chiny, gdyby co). Wiele pięknych piosenek. Chyba najczęściej poprzez FM emitowałem "Pelican Pie", "Someone I Knew" oraz "I Don't Remember It". Ale nie upieram się, mogło być lekko inaczej, było nie było, minęło prawie trzydzieści lat.
andy
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm