Christine to był ten delikatniejszy, wręcz rozmarzony głos Fleetwoods. Można sprawdzić choćby w "Isn't It Midnight", moim ulubionym (co wyszło po latach) numerze albumu "Tango In The Night". Ale wiem, że najwięcej głosów 'za' otrzymują najczęściej jej spokojniejsze numery, typu "Oh Daddy", "Songbird" czy "Wish You Were Here". Ten ostatni wyjątkowo lubię. Jest tyciu mniej rozpoznawalny, ponieważ pochodzi ze słabiej w stosunku do "Rumours" sprzedanego "Mirage". Od czego jednak Nawiedzone Studio.
Mam zamiar z Szanownym Państwem posłuchać paru stosownych piosenek już w najbliższą niedzielę.
Meczu z Argentyną szkoda komentować. Nie pojmuję tej ogólnopolskiej
radochy z wyjścia z grupy. Wstyd, nie dało się tego oglądać. Obecny
polski futbol to wertepy i kałuże, a jego reprezentanci grają w rytm
brzuszka trenera 'misio' Michniewicza. Pierwszy raz, zamiast cieszyć się
awansem, czuję zażenowanie.
Szkoda tylko do tych jęków-stęków Wojtka Szczęsnego.
a.m.