wtorek, 27 grudnia 2022

'autentyczny profesor, nie jakiś tam intelektualista'

Budzę się rano, patrzę: po świętach. Prawie ich nie zauważyłem. Jedynie reklamy w moim laptopie zmieniły treści, z niespodzianek pod choinkę, na wyprzedaże. Szkoda, że litrowych rudych nie oferują za ułamek pierwotnej ceny, na Sylwestra byłoby jak znalazł.
Próbuję odtworzyć wydarzenia - nie tylko muzyczne - dwa tysiące dwudziestego drugiego. I być może to starcza przypadłość, ale u mnie więcej w dymku zniczy, niż promyków. A u Was? No bo tak, odeszło paru moich muzycznych bohaterów, ze szczególnym naciskiem na Burke'a Shelleya, Meat Loafa, Dana McCafferty'ego czy Gary'ego Brookera, a zarazem zbyt młodo umarł szwagier Szymek, co także dawny super kumpel Leszek. I tego drugiego zapamiętam głównie za pradzieje, kiedy tyle nas łączyło: muzyka, szkolne problemy, klimat wspólnego wieżowca i jeszcze to czy tamto.
Ogólnie w tegorocznym kalendarzu było tak sobie, po raz pierwszy od lat ominął mnie wakacyjny urlop, co gorsza, nie dotarłem do Charlotty na Alice'a Coopera, a jeszcze ktoś bliski splunął mi w twarz. Na dobitkę doszedł miesiąc absencji radiowej, zawieszono mnie i dyndałem jak Mussolini. Sporo się popsuło i nic nie poradzę. Mam jednak misję, więc zwińmy temat. Najgorzej, że chwilę później wdarła się we mnie przypadłość chirurgiczna, z której nawiedzonego wyciąga niesamowity doktor, prawdziwy ktoś! Osoba niezwykła, totalny unikat. Kogoś takiego w niejednych chwilach zwątpienia mieć przy sobie to większy dar, niż te wszystkie święte obrazki.
Trochę życie daje w kość, ale nie jestem odosobniony. Koleje losu wielu z nas predysponują do tym podobnych atrakcji, więc nie ma się co mazgaić.
W ramach rocznego bilansowania, nastawiłem Scorpions "Rock Believer". Całą płytę. Wyszła im, mówię Wam. Ojej, no pewnie, że mieli lepsze. Nawet duuużo lepsze, jednak w ramach obecnej kondycji rock'metalu, tu jest ten czad, jaki podoba mi się najbardziej. W ogóle kąsają Skorpiony na całości, że już od pierwszego "Gas In The Tank" idą ciary: "... w zbiorniku musi być więcej gazu!, dlatego tylko rock, żadnego dziamajstwa blink blink...". No, może nie dosłownie, jednak ja lubię przerabiać rockową literaturę na własne potrzeby.
Ustawiłem kilkunastokompaktowy stos tegorocznych killerów i zrobił się ogonek chętnych do włazu w moim cd'playerze. Zabieram się za reminiscencje, ciekaw jestem, czy coś awansuje i hop wertykalnie wzwyż, czy jednak gdzieniegdzie pęknę i rakiem wycofam się z początkowych fascynacji. Bo tak niestety również bywa.
I jeszcze z innej beczki, trochę polszczyzny, bo właśnie jestem po profesorze Miodku. Wiedzieliście, że możemy używać form: "masłaś jeszcze nie kupiła", albo "jeszcześ masła nie kupiła" ? -- Profesor twierdzi, że można na takie treści zamienić, odpowiednio: "masła jeszcze nie kupiłaś" oraz "jeszcze masła nie kupiłaś", ponieważ cząstki 'aś' lub 'iście' są ruchome i można je oderwać od czasownika łącząc z innymi wyrazami w zdaniu. Kapitalne, nie wiedziałem. Podoba mi się. W ogóle muszę kupić niedawno wydaną knigę prof. Miodka. Ponoć pięćset stron i mnóstwo takiej zabawy.
Przy okazji wtrącę, w czasie pandemii brałem udział w nagrywaniu programu "Słownik polsko@polski", w temacie odmiany słów: "winyli" a "winylów". Moim zdaniem wyszło super, lecz tv materiału nie wyemitowała. Widocznie podpadłem. Szkoda, ponieważ dla nastroju zrobiłem sobie za plecami tło z samymi perłami na kompaktach, poza tym byłem też konkurencją wobec zaczytanych moli, którzy czują potrzebę zasiadania wokół regałów mądrości zbitych z książkowych grzbietów. Niestety, poległem. Nie poszło. Na plus, że choć chwilę pogadałem z Panem profesorem. A co mówi Klasyk: "... No powiedz mnie, co to jest za profesor? To nie jest z tych profesorów, co to w telewizji występują. To jest, wiesz co ci powiem... wiesz, kto to jest?...".

a.m.