piątek, 27 maja 2022

mysia policja nigdy nie śpi

Jutro w Poznaniu zakoncertują Jethro Tull, a dzisiaj na moim gramofonie singiel, dzięki któremu straciłem z tą grupą dziewictwo. To był 1978 rok. Nasz Tonpress nie spóźnił się ni chwili. Wszystko na czas. Szkoda jedynie, że licencja na całe "Heavy Horses" przerastała polski budżet. Cóż, dobre i to. Na początek dwa kapitalne numery ze strony A albumu. Nie sądzę tylko, byśmy jutro ich posłuchali. -- "Heavy Horses" należy już do folkrockowej trylogii, wraz z albumami "Songs From The Wood" oraz "Stormwatch" - okres drugiej połowy 70's - natomiast nowa trasa Jethro Tull ma łkać wspomnieniami do etapu progrockowego. Tak przynajmniej stoi na moim bilecie - "Jethro Tull - The Prog Years".
Numery "Moths" oraz "...And The Mouse Police Never Sleeps" nie schodziły z talerza mojego nędznego pierwszego mono gramofonu. Grał tylko trochę lepiej od obecnych laptopów, ale i tak wydawało mi się, że to najlepsza muzyka, na całkiem okay sprzęcie, a przy dobrych basach wierzyłem, że do stereo już tylko krok. Ówczesnemu trzynastolatkowi wiele dopowiadała wyobraźnia, więc wszystko wydawało się większe i kolorowsze.
Że co, że słaba okładka? Nieprawda. Wtedy ostro działało na me zmysły zerżnięte z "Heavy Horses" liternictwo dla nazwy "Jethro Tull", a przecież znalazło się jeszcze miejsce dla logo wytwórni Chrysalis - od której Tonpress zakupiło licencję. To była namiastka wielkiego świata. Raczej mało komu dostępnego.
P.S. Nie funkcjonowało jeszcze pojęcie "edycja limitowana", a co widoczne w prawym dolnym rogu, tuż nad ceną: "nakład ograniczony". Po takim komunikacie robiło się nerwowiej. Bo chwila nieuwagi, jakieś niedopatrzenie, niewystanie płyty w szybko utworzonej kolejce, i po ptakach.

a.m.