Numery "Moths" oraz "...And The Mouse Police Never Sleeps" nie schodziły z talerza mojego nędznego pierwszego mono gramofonu. Grał tylko trochę lepiej od obecnych laptopów, ale i tak wydawało mi się, że to najlepsza muzyka, na całkiem okay sprzęcie, a przy dobrych basach wierzyłem, że do stereo już tylko krok. Ówczesnemu trzynastolatkowi wiele dopowiadała wyobraźnia, więc wszystko wydawało się większe i kolorowsze.
Że co, że słaba okładka? Nieprawda. Wtedy ostro działało na me zmysły zerżnięte z "Heavy Horses" liternictwo dla nazwy "Jethro Tull", a przecież znalazło się jeszcze miejsce dla logo wytwórni Chrysalis - od której Tonpress zakupiło licencję. To była namiastka wielkiego świata. Raczej mało komu dostępnego.
P.S. Nie funkcjonowało jeszcze pojęcie "edycja limitowana", a co widoczne w prawym dolnym rogu, tuż nad ceną: "nakład ograniczony". Po takim komunikacie robiło się nerwowiej. Bo chwila nieuwagi, jakieś niedopatrzenie, niewystanie płyty w szybko utworzonej kolejce, i po ptakach.
a.m.