W maju 1989 do sklepów trafił debiut Badlands. Nieźle zapowiadali się ci amerykańscy hard'metalowcy, jednak ostatecznie skończyło się na ledwie dwóch płytach. Trzecia to archeo dla bardziej potrzebujących. Na tak krótki los zaważyła przedwczesna śmierć Raya Gillena, wokalisty grupy, znanego wcześniej ze współpracy z Black Sabbath. Niestety nie pozostała z tamtego okresu żadna studyjna płyta, ale na szczęście zachował się materiał z sesji do "The Eternal Idol" (na bonusowym dysku do deluxowej wersji reedycyjnej), który w ostatecznym szlifie zagarnął inny wydzierus, Tony Martin. Lubię Martina, szczególnie za fenomenalne "Headless Cross", jednak całkiem serio żałuję, że to nie Gillena głos panuje na "The Eternal Idol". Ponoć, poza świetnym śpiewaniem, Gillen nie bardzo potrafił wytworzyć z pozostałymi muzykami nić porozumienia, więc rozstanie z Sabbs było koniecznością. Trochę szkoda, że odrzucony losem natury Gillen pozostał tylko dla nielicznych, tych najbardziej wnikliwie zainteresowanych tematem. A głos facet miał z podobnej półki, co ci wszyscy Ian Gillan, Ronnie James Dio, Don Dokken czy Kelly Keeling. Ach, no i zagalopowałem się, a przecież zapomniałbym o jego udziale na drugiej Phenomenie, gdzie wraz z Johnem Wettonem, Maxem Baconem i Glennem Hughesem wyśpiewali jedną z najwspanialszych rockowych płyt lat osiemdziesiątych - "Dream Runner". Wracając jednak do Badlands, wszyscy tam mieli potencjał, bez napinki uzyskując własne brzmienie, przy tym lubili pograć nie zawsze oczywiste melodie, do czego predysponowały grupę ponadprzeciętne umiejętności Jake'a E. Lee'ego - gitarzysty, od choćby Ozzy'ego Osbourne'a -- ale też Eric'ka Singera - perkusisty z tylko pierwszego longplaya Badlands, chętnie później przygarniętego przez Kiss.
Wyciągnięcie z półki tej muzyki wciąż dostarcza wiele emocji. Po upływie lat nadal lubię ognisty wokal Raya plus wściekłe gitarowe riffy Jake'a E. Lee'ego - co szczególnie nasuwa się w takich "High Wire", "Dreams In The Dark" czy "Hard Driver", ale też tych parę akustycznych wtrętów pachnących schedą po Led Zeppelin, jakich należy poszukać w "Jade's Song" czy "Seasons".
Fani rozkochani w Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, Budgie, UFO czy Whitesnake, jeśli dotąd nie mieliście okazji, chyba się nie oderwiecie.
a.m.