piątek, 12 maja 2017

normalność + odwołany koncert KANSAS

Trzymam kciuki za Zbigniewa Wodeckiego. A zdaje się, chyba jednak będzie dobrze. Przeczytałem dzisiaj, że stan zdrowia Artysty zauważalnie się poprawił. I tak trzymać, mam zamiar jeszcze na żywo posłuchać "Izoldę", "Zacznij od Bacha", bądź "Rzuć to wszystko, co złe".
Przymusowo zamówiłem najnowszych Procol Harum "Novum" poprzez internet. Niestety w sklepach stacjonarnych coś nie miałem szczęścia. W jednej sieci w ogóle nie otrzymali, a w dwóch innych podobno mieli po jednym egzemplarzu, więc jak pewien sprzedawca dodał: "ktoś pana ubiegł". No faktycznie, na ponad półmilionowy Poznań dwa egzemplarze - porażający nakład. Dodam tylko, że mowa o zespole, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii muzyki. Nie tylko rockowej, a muzyki w ogóle. Zakładając, iż takie "A Whiter Shade Of Pale" słuchali nie tylko wielbiciele długowłosych szarpidrutów.
Zastanawiam się tylko, jak organizator październikowych koncertów grupy w naszym kraju, pragnie zapełnić taki katowicki Spodek? Jaki ma względem tego plan? Przecież tam potrzeba circa dziewięciu tysięcy chętnych. W dodatku takich, którzy niemało zapłacą za bilety. Zespół przyjedzie do nas promować nowy, wydany po kilkunastoletniej przerwie album, dobrze byłoby zatem się z nim do tego czasu zapoznać. No chyba, że co tam nowe piosenki, grunt by na bis walnęli "Bielszy Odcień Bieli", i szlus. Przypomina mi się dawny warszawski koncert King Crimson, na którym dobrze bawili się jedynie smakosze tematu, podczas gdy pomyłkowo zgromadzony tłum ożył radośnie dopiero przy niewesołym "Schizofreniku XXI wieku". A że nie było "Epitafium", to pomyślmy tylko, dla ilu tamten wieczór okazał się straconym.
Na podstawie dystrybucyjnej olewki nowego dzieła Gary'ego Brookera i jego kompanów, nie wróżę sukcesu występom w Szczecinie i Katowicach. Nawet w obecnych czasach nagonek koncertowych. I oby mój pesymizm się nie ziścił - czego wszyscy sobie życzmy. Bo jakoś na co dzień też nie dostrzegam tylu fanów Procol Harum, co dajmy na to: Black Sabbath, Deep Purple lub Pink Floyd. Choć mowa o zespole z tej samej artystycznej półki i niemal identycznej popularności, tak pi razy drzwi: cztery dekady temu. Ale już tak to bywa, że niektórym legendom, jak: Wishbone Ash, Nazareth czy Uriah Heep, przetrwało się zaledwie klubowo, a gdy dajmy na to, taki Roger Waters litościwie opublikuje premierowy album po upływie ćwierć wieku i 25-letnim męczeniu buły w odgrywaniu na milion sposobów "The Wall", to i tak na koncerty przywoła stadionowe tłumy. Zarówno fanów, jak też w dużej mierze wszelakich "zaliczaczy" gwiazd.
Zmieniając wątek z Procol Harum na Alphaville. Nie nie, spoko wodza, nie mam zamiaru rozwodzić się nad ekipą Mariana Golda i towarzyszących mu obecnie kompletnie innych muzyków, od tych znanych z bezbłędnego debiutanckiego longa "Forever Young". Tym bardziej, że nowa płyta "Strange Attractor" wydaje się tak zła, iż lepiej nią sobie głowy nie zatruwać. Zachowajmy kalorie z dawnych "Sounds Like A Melody", "A Victory Of Love", bądź "Big In Japan". Jednak dobrze byłoby na sklepowych półkach dostrzec inną wersję świeżego dzieła, niż tylko zohydzoną "pe-elkę". Prawdziwy kolekcjoner płyt naprawdę nie marzy o "patriotycznie" brzmiącym dopisku: "zagraniczna płyta, polska cena". Podpytałem jednego ze sprzedawców, czy nie mają aby wersji alternatywnej, czytaj: światowej? Odpowiedź: "niestety". Po czym pan ekspedient dodał, iż wielu ludzi skarży się na te gorszego sortu edycje, dopytując każdorazowo o normalne. I ja także o taką normalność poproszę.



Z ostatniej chwili...

No cóż... to nie prima aprilis, a chory świat




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"