Marillion z racji 32-lecia "Misplaced Childhood" opublikują niebawem specjalne kompaktowe oraz winylowe (kilkupłytowe) boxy. Rozwlekłość pudeł uzupełnią jeszcze ciekawe koncertowe dodatki. Ktoś przed chwilą zapytał, dlaczego nie zrobili tego na 30-lecie? A mnie się pomysł podoba. Nudzą mnie już te okrągłe rocznice. Pamiętam jak mi w 1998 roku zaimponowali Sex Pistols z 21-rocznicową okazałą edycją swego najsłynniejszego dzieła "Never Mind The Bollocks". Wielu nie mogło się nadziwić, dlaczego nie rok wcześniej?
Ostatnio o rok z celebracją 30-lecia "Turbo" spóźnili się Judas Priest. Moim zdaniem z albumem genialnym, choć przez większość durnawych krytyków ocenianym jako dzieło błahe. Po co się było spieszyć, rok wte czy wewte, cóż za różnica.
Gdybym był artystą postępowałbym podobnie. Choćby z uwagi na te dzisiejsze do bólu poukładane geometrycznie i algebraicznie czasy.
Bardzo przyjemnie pograłem w środę w Aferze włosko-francuskie piosenki. Było trochę o Dalidzie i Luigim Tenco, nie zabrakło Joe Dassina i piano-barowej Patricii Kaas, a dla fanów nowej fali zagrali z winyli Telephone oraz Indochine. Te dwie formacje niegdyś bardzo popularne w rodowitej Francji (choć przecież nie tylko), u nas jednak wciąż tajemnicze. Telephone nawet się niedawno odrodzili, ale nowej płyty póki co, na próżno wypatrywać.
Szukając pewnej małej płytki natknąłem się na polską czwórkę Pussycat - wydawnictwo Tonpress, nr katalogowy N-8. I dałbym głowę, że było na niej "Mississippi". A jednak, nie było. Pamięć bywa zawodna. Widnieją "Smile" czy "Georgie", a "Mississippi" nie. To na czym ja miałem za młodzieńca tamtą piosenkę? Na pewno nie na pocztówce dźwiękowej, więc chyba na jakiejś zagranicznej płycie. Czort jeden wie. Natomiast doskonale pamiętam proces zdobycia tej naszej krajowej epki - mocno popularnych u nas w tamtych latach Holendrów. Otóż, pewnego dnia dowiedziałem się od kolegi, iż ta właśnie zawitała do MPiK-u. Bowiem dzisiejszy Empik kiedyś zwał się MPiK (Międzynarodowa Prasa i Książka), a jedyny patronacki sklep mieścił się u zbiegu ulic Ratajczaka a 27 Grudnia. Tam, gdzie w nowych czasach przez wiele lat funkcjonowało popularne Cafe Głos. Obecnie nawet nie orientuję się, kto zajmuje tę lokalizację, choć zapewne będzie to jakiś tuzinkowy sklep, albo tysięczna "oryginalna" knajpa ze śmierdzącym piwskiem.
Akurat owego wspomnianego dnia, bodaj roku 1977, mój Tata wybierał się do Centrum. Błagalnym tonem uprosiłem go, by zdążył do MPiKu przed 18-tą, a jeszcze dodatkowo wyłożył należność - na tak zwane wieczne
nieoddanie. Tata dość długo załatwiał sprawunki i oczywiście do sklepu na czas nie zdążył. Było już kilka minut po osiemnastej, gdy zjawił się przy zamkniętych drzwiach MPiKu. Zauważył jednak panią ekspedientkę robiącą kasowy raport, zapukał w szybkę, pani pokazała na zegarek, ale mój Tato litościwie i desperacko złożył dłonie. Pani machnęła kluczem w zamku i zapytała błagającego w potrzebie. Tata podobno powiedział: "niech mi pani sprzeda tę płytę Pussycat, bo mi syn nie daruje". I oto koniec tej krótkiej, ale jakże ważnej historii. Z owej płytki radość płynęła igłą po wyrytych rowkach, ale jak sami Szanowni Państwo zauważyliście: ilość jej emisji nie przełożyła się na mej pamięci doskonałość. Często weryfikuję dawne wspomnienia i z reguły wychodzę zwycięsko, ale niestety bywają także potknięcia - jak tym razem.
Postanowiłem o tym napisać, by nie zajmować tą kwestią antenowego czasu. Tym bardziej, że nie mam potrzeby prezentowania Pussycat. Zespołu niegdyś bardzo lubianego, lecz dzisiaj będącego dalekim od mych muzycznych zapotrzebowań. Nawet tych wspominkowych, które pomimo upływu lat w wielu przypadkach ciągle dają radę. Jednak co do Pussycat przepraszam, ale kompletnie już ich nie czuję. Nie potrafię obecnie z sercem posłuchać tej muzyki, podobnie jak wielu innych ówczesnych tuzów, z George Baker Selection czy I Santo California na czele, których w latach wczesnej młodości autentycznie uwielbiałem.
Myślałem nawet nie raz o takiej jednorazowej specyficznej audycji z tego typu wspominkami. Być może nawet okazałoby się to świetną całością, jednak mozolne tego przygotowanie zniechęca już w samych przedbiegach. Jak tu pozbierać do kupy te wszystkie monofoniczne i fatalnej jakości pocztówki, solidnie wysłużone single i epki, czy nawet pojedyncze szlagiery z pełnych długograjów. Nie wiem, czy igła mego gramofonu, by to wytrzymała. Gdybym jednak splótł taką 4-godzinną eskapadę przeszłości, to byście się Szanowni Państwo zdziwili, czego ten Nawiedzony słuchał.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"