niedziela, 29 stycznia 2017

WISHBONE ASH - Poznań - CK Zamek, 28.01.2017






WISHBONE ASH (+ support STEVE HILL oraz LIZARD)
sobota 28 stycznia 2017
Poznań, CK Zamek



Być może jeszcze jestem pod wpływem, albo kto wie, możliwe iż wraz z biegiem lat wyzbyłem się obiektywnej drobinki krytycyzmu - sam już nie wiem, ale wczorajsi Wishbone Ash byli rewelacyjni! Dużo dużo lepsi, niż przed niemal równo trzema laty w niefunkcjonującym już Eskulapie (a wówczas przecież też mi się podobali). Jestem pod takim wrażeniem, że nawet nie wiem, co Państwu napisać. Bo choć nie zagrali "Persephone", "Goodbye Baby Hello Friend", "Everybody Needs A Friend", "Lady Whisky", "Valediction" czy "Faith, Hope And Love", to zaoferowanym repertuarem i wykonawstwem po prostu pozamiatali. Jeśli komukolwiek przyszłaby ochota na ewentualne malkontenctwo, to niech od razu rezerwuje działkę na księżycu.
w pałacowych murach
Andy Powell na swej charakterystycznej spiczastej, niczym pioruny gitarze (podobny kształt podebrał od niego później Rudolf Schenker), wyczarował wraz z Muddym Manninenem potężną garść przepięknych zagrywek i solówek, niczym za dawnych czasów, kiedy to wdawał się w podobne dialogi gitarowe z Tedem Turnerem.
I kto by uwierzył, że ten 67-letni dżentelmen wciąż tak pięknie śpiewa. W zasadzie identycznie, jak na klasycznych wczesnych albumach. Pozwalając się jedynie gdzieniegdzie wokalnie wspomagać przez basistę Boba Skeata - duch dawnych dwugłosowych harmonii.
Opisywanie towarzyszących mi emocji jest niemożliwe. To było circa dwugodzinne obcowanie z uwielbianą sztuką, która nic a nic się nie zestarzała. Bo ta muzyka nigdy nie ulegnie korozji.
Żałuję tylko, że nie zabrałem ze sobą worka pieniędzy. Co za płyty na zespołowym stoisku!. Serce się kraja, że miałem ze sobą ledwie stówę. Wystarczyło tylko na przepięknie wydaną limitowaną wersję podwójnego "Live Dates II". Jedynego brakującego ogniwa do zespolenia domowej kolekcji poszukiwanych płyt. To w ogóle album, który najdłużej nie chciał się wznowić. Tryby dopiero pękły kilka lat temu, ale i tak nigdzie go nie spotkałem. I dobrze, ponieważ teraz mam jeszcze piękniejszą edycję - z idealną repliką okładki, cudowne pradawne winylowe labele, nawet wkładki z logo MCA. Na to trzeba było wyłożyć osiem dych, a więc tym samym koniec forsy. A na stoisku jeszcze podobnie wydany pierwszy podwójniak "Live Dates", genialna czwórka "Wishbone Four", mnóstwo koncertówek, jedno-, dwu-, a nawet czteropłytowych. Istny ból głowy. Wykupiłbym przynajmniej połowę stolika. A już nie wspominam o albumach obu supportów: grupy Lizard (winyl i CD) oraz heavy-bluesującego Steve'a Hilla (do wyboru trzy CD + winyl, który wkrótce ze stolika zniknął, a sam artysta wziął flamaster i wykreślił jego obecność z kartki).
moja wejściówka/prasówka + nabyty w pełnej okazałości Live Dates II
Na Lizard nie dotarłem, za to od początku prześledziłem występ Steve'a Hilla. Ambitnego młodego kanadyjskiego gitarzysty. Szkoda, że Artysta zmuszony został do występu stricte solowego, przez co naparzał nogą w werbel, jak i w talerze, oraz rżnął po strunach co rusz zmienianych modeli gitar. Warsztatowo i wirtuozersko na wysokim poziomie, repertuarowo niekoniecznie, choć przy nutach Led Zeppelin poderwał pod koniec występu pokaźnie zgromadzoną publikę. Myślę, że facet sporo zyska, gdy skompletuje pełną rockową sekcję. To monotonne walenie po garach troszkę męczące, choć doceniam jego wkład w całokształt.
Wracając do Wishbone Ash... Tym razem miałem miejsce siedzące. Niemal na samej górze, a to dzięki szwagrowi, który przybył odpowiednio wcześniej. Zajął, poinformował, przywołał 50-plus-starca... Także, dzięki Rafaello.
stojak i walizka z płytami Wishbone Ash
Ładnie zrealizowano całość Łyszbonom. Światła czy dźwięk - cacy. Publiki też nie najmniej. Myślę, że muzycy musieli być zadowoleni z frekwencji. Siedzące zapełnione - włącznie ze schodami, a na parkiecie w trzech/czwartych też jakby ciasnota. Miło się poczułem. Obawiałem się pustek, tym bardziej, że przed trzema laty nie było pod tym względem aż tak dobrze.
Dawno nie śledziłem losów koncertu ze smartfonem, zapisując utwór po utworze. Wczoraj po dłuższym czasie do tego doszło, dzięki czemu mam dla Państwa kompletny spis nagrań. Oto on:
"Bona Fide" - a więc weszli instrumentalnie
"Eyes Wide Open"
"You See Red"
"Front Page News"
"The Spirit Flies Free"
"The King Will Come"
"Warrior"
"Throw Down The Sword"
"Rock'n'Roll Widow"
"Take It Back"
"Way Down South"
"In Crisis"
"Open Road"
"Deep Blues"
"Jailbait"
"Blowin' Free"
na bis:
"Phoenix"
Zagrali niemal całego Argusa, na bis cudowna wersja Feniksa, troszkę rzeczy późniejszych, ale też wielbione przeze mnie "Front Page News" i "Rock'n'Roll Widow" - rzecz o wdowie po zastrzelonym rock'n'rollowcu. Zresztą wykaz mówi sam za siebie.
Za bilet nie płaciłem. Ten załatwił mi nieoceniony radiowy kolega Maciek Madejski (polecam jego artykuły i wywiady na Fabryce Zespołów), który Masłowskiego zarekomendował organizatorowi koncertu, dzięki czemu dostałem plakietkę akredytacyjną i już nie po raz pierwszy zaoszczędzona forsa mogła pójść na płytę. Koncert otrzymałem w ramach podarku za poświęcenie życia dla muzyki. Dzięki Maciek!
Mam nadzieję, że doktor Alzheimer nie wymaże z czasem z pamięci tego wieczoru. 





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"



 
walizka skarbów



stoisko handlowe Steve'a Hilla
na scenie Steve Hill