piątek, 27 stycznia 2017

pobuszować z Kaśką

Kate Bush niezwykle rzadko koncertuje, żeby nie powiedzieć - prawie w ogóle, więc gdy już do tego dojdzie... Ale o tym za chwilę.
Lubię Kaśkę, choć nigdy nie byłem jej zagorzałym i bezkrytycznym wielbicielem. Zawdzięczam jednak babie jedną z najpiękniejszych piosenek tego świata - "Wuthering Heights". Usłyszałem ją jako 13-latek i myślałem, że umrę z wrażenia. Ten GŁOS, podniosła atmosfera, pełna wdzięku melodia, wreszcie poruszająca gitarowa partia - to wszystko zawarte w nieco ponad czterech minutach. Coś niesamowitego.
Tonpressowskiego singla z tym kompozytorskim cacuszkiem dosłownie zajechałem do białych rowków. Nigdy nie znudziły mi się "Wichrowe Wzgórza", choć ilość ich emisji w mym domu mogłaby niejednemu przysporzyć obrzydzenia. Są jednak takie klejnoty, że za każdym razem ciarki - i to jeden z nich. Jednak z pełnymi albumami bywało różnie. Wszystkie wczesne znam dość dobrze, i do każdego na różnych etapach życia przykładałem się otwarcie i pełnią uczuć. Żadnego, poza jednym, nie udało mi się pokochać w całości. I znam kilku maniakalnych entuzjastów talentu Kaśki, których zapewne tymi słowami mocno wkurzyłem, ale jak szczerze, to szczerze. Jest jedna płyta, pod którą podpisuję się obiema rękoma - "Hounds Of Love". Być może nieco komercyjna i troszkę mniej ambitna, od np. wcześniejszej "The Dreaming" lub sporo późniejszej "Aerial", za to urzekająca, jak delikatny powab jej sprawczyni. Chociaż, bo ja wiem, czy "Hounds Of Love" jest dziełem mało ambitnym, skoro całą jego drugą stronę wypełnia okazała i barwna suita "The Ninth Wave".
Długi ten wstępniak, a miało być tylko słówko o niedawno wydanym 3-płytowym koncertowym "Before The Dawn". Nie kupiłem tego tasiemca, jakoś nie miałem ochoty. Wszyscy wokół namawiali, a ja twardo nie, i nie. Wolałem zachować w pamięci urocze wersje znanych mi piosenek ze starych płyt. Słuchanie już nie tak pięknej Kaśki założyłem, że pryśnie czarem zachowanych kadrów dawnej przeszłości. Do teraz nie wyzbyłem się goryczy po fatalnej płycie "50 Words For Snow". Nie dość, że Kaśka zaśpiewała na niej, jakby była na prochach, to już szczytem bezsilności twórczej okazały się nudne jak flaki z olejem same kompozycje. Chyba nigdy nie udało mi się tej płyty przejść za jednym pociągnięciem cyngla. Całość dłużyła się jak makaron stąd po Archangielsk. Niedawno spróbowałem ponownie, lecz niestety.
Znany już Szanownym Państwu z blogowych i audycyjnych opowiastek "gotycki" Krzysiek, wręcz zmusił Nawiedzone Studio do zapoznania się z "Before The Dawn". Kilka dni temu na siłę użyczył własnego egzemplarza, no i.... I nie jest tak źle, jak początkowo nakazywała wyobraźnia. Głos Kaśki już nie taki niewinny, choć wciąż rozpoznawalny , czysty, silny... Okazuje się, że potrafi udźwignąć ciężar tych kilkudziesięciu piosenek. Mógłbym zabawić się w tym miejscu o szczegółową analizę, lecz recenzowanie tego wydawnictwa byłoby dłuższe, niż ono samo.
Jako kobieta obecnie nie pobudza mych zmysłów. Te czasy minęły bezpowrotnie, ale kiedyś chyba każdy facet pragnąłby ją zaprosić na kolację ze śniadaniem. Troszkę nawet żal, tym bardziej, iż bywają niewiasty, których urodzie upływ lat jak najbardziej służy - vide blisko 102-letnia Danuta Szaflarska. W filmie "Skarb" z 1948 r. pomimo w stosownym czasie zachwytów, w moim odczuciu jawiła się przeciętną urodą, teraz natomiast to pełna wdzięku dama. I niech żyje nam jak najdłużej. Zdrowia Pani Danuto!
"Before The Dawn" dobrze by obejrzeć. Drugiej płyty nie do końca da się zrozumieć bez ewentualnego obrazu. Mamy tam do czynienia z rodzajem spektaklu, gdzie muzyka z suity "The Ninth Wave" miesza się z monologami/dialogami, a także najprawdopodobniej odpowiednimi wizualizacjami. Płyty nr 1 i 3 nie potrzebują podglądu kamer, tutaj wystarczą muzyka i wyobraźnia.
Koncert z londyńskiego Hammersmith Apollo niczym nas nie zaskoczy, oprócz nieuchwytnej na płytach CD oprawy teatralnej. Piosenki w rodzaju "Running Up That Hill (A Deal With God)", "King Of The Mountain" czy znaczna część płyty "Aerial" mają za zadanie połechtać spragnione podniebienie stęsknionych koncertów fanów, którym ukochanej muzyki udało się posłuchać w 2014 r. na żywo.
Szkoda, że w zestawie zabrakło "Wichrowych Wzgórz". Kto wie, być może Kate nie dałaby rady unieść ciężaru tego niezwykle trudnego do zaśpiewania utworu, choć najprawdopodobniej ma już go po dziurki w nosie.
Do posłuchania na raz, drugi, być może i trzeci, ale o zachwycie mowy nie ma. Obiecuję, nikt się nie zakrztusi.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"