Przed tygodniem wrzuciłem audycyjną rozpiskę na Facebookową tablicę. Jeden ze znajomych skomentował: "Coraz
mniej subtelnej muzyki art-rockowej na rzecz.... powiedzmy najlepszej
muzyki... wiem, że nie jestem tym co wie, co jest najlepsze w muzyce, ale kiedyś
w tych audycjach jednak czułem, że grane jest coś naprawdę wyjątkowego.
Lepiej zagrać coś dobrego, niż nowość, tylko dlatego, że nią jest..
oczywiście to tak ogólnie, a nie tylko o ostatniej". W dalszym toku dyskusji okazało się, że ów "Słuchacz" jednak w ogóle nie słucha Nawiedzonego Studia, ponieważ nie ma na to czasu, bądź najzwyczajniej w świecie tnie o tej godzinie komara. On po prostu tylko miał ochotę tak po polsku ponarzekać. Lubimy sobie pomarudzić, już choćby tylko z samego założenia, ponieważ nie może być zbyt dobrze. Zmiękła znajomkowi rurka, gdy w odpowiedzi zarzuciłem takie nazwy, jak: Rush, Rick Wakeman, Budgie, Supertramp, Wishbone Ash, Marc Almond, Steve Hackett z Chrisem Squirem, Britta Phillips, David Bowie, Starship, Fleetwood Mac, The Jayhawks, Dare, Genesis, White
Lies, Sophie Ellis Bextor, black metalowi i wypruci z emocji Magnum,
David Bowie z Bingiem Crosbym, Elvis Presley, Joe Dassin, Kiss, Status
Quo,... Sugerując, iż to tylko naparstek możliwości z ostatnich trzech/czterech niedziel. Szybko temat ugrzązł. Okazało się, że wytrąciłem wszelakie niepoparte niczym argumenty.
No właśnie, odnoszę wrażenie, że najbardziej krytykującymi bywają "nieSłuchacze". Albo zagubieni, albo kto wie - zazdrośnicy, choć najczęściej ofiarami stają się amatorzy nocnego wstawania do roboty - o piątej/szóstej rano. Katastrofa, co za idiota wymyślił tak brutalne przerywanie najpiękniejszej fazy snu. Nie dziwię się, że później ludziska wnerwione, to i głupoty wygadują. Tak po prawdzie, tych ostatnich żałuję najbardziej. Wszak ich brak przy odbiornikach odczuwam równie boleśnie. Czasem słyszę: "Andrzej, zmień godziny nadawania, a będę słuchać". I tu zaznacza się problem. Mógłbym zamienić cztery godziny z niedzieli na poniedziałek na lepszy dzień i porę nadawania, lecz audycja siłą ducha musiałaby ulec znacznemu czasowemu uszczupleniu. Żaden radiowy szef nie da Masłowskiemu tak sporego antenowego czasu w najlepszej porze nadawania. Z muzyką, która nie udźwignie komercyjnego ciężaru czasu antenowego. Poza tym, są jeszcze inni. Dlatego w tym miejscu temat się urywa.
Nikomu nie oddam Nawiedzonego, mozolnie budowanego od 23 lat. Audycji, która wrosła w niedzielę, niczym ksiądz w zbieranie kolędowych kopert. Poza tym, dla chcącego nic trudnego. Dzisiejsze dobrodziejstwa technologiczne pozwalają na zarejestrowanie każdej audycji i odsłuchanie o dowolnej porze dnia lub nocy. Kto chce, da radę. Inni będą marudzić, narzekać, bo zawsze będzie nie to, nie tamto..
Tak wrosłem w te niedzielne wieczory, że nie wyobrażam sobie inaczej. Zakładam, że nie tylko ja. Założę się, że gdybym przeniósł audycję na inną porę, to wytkniętym malkontentom także by to nie odpowiadało. Bo, albo znów byłby maruderek w robocie, albo właśnie by ją odsypiał, a później żona wywaliłaby kapciusia do sklepu po pyry i marchew, by na nadchodzący obiad znowu nie było z paczki. Że nie wspomnę o niezapowiedzianej wizycie ukochanej teściowej na czterogodzinną kawusię. Jak ona sucha, taki też przytaśtany w gościnę placek z kruszanką. A ja jadam tylko z kremem i owocem.
Nawiedzone Studio jest audycją dla ludzi z ikrą i jajcami. Dla kochających życie i muzykę. Najpiękniejszą. Bez względu na mnogość decybeli, bądź jej odcieni delikatności. A ta bywa różna różnista, jak nasze życie. Jak moje nastroje, które miewam - a co!
Ostatnio więcej hałasuję, choć przecież często popadam w tygodnie pełne melancholii. Wówczas odkrywam drugie lico, to znowu bractwo dyskretnego szczęku blach upomina się o swoje. Trudno wszystkim naraz dogodzić, najlepiej więc nie opuszczać, słuchać sumiennie, by z zaproponowanej całości wyłowić coś dla siebie.
Podoba mi się nowa płyta Jacka Russella i jego Great White "He Saw It Comin' ". Może nie na miarę "Once Bitten" czy "...Twice Shy", ale głosu facet nie stracił nic a nic. Bardzo go lubię. Z Russella to taki rock'n'rollowy romantyk, a i babski uwodziciel. I tego mu trochę zazdraszczam. Głosu - rzecz jasna :-)
Nie wiem, dlaczego wczoraj zapodałem jedynie "Blame It On The Night". Gdybym w tym momencie prowadził Nawiedzone, od ręki wypuściłbym w eter ze cztery/pięć numerów. Z obowiązkowym "She Moves Me". Jejciu, jaki to fajny kawałek. Zagrany na kompletnym luzie. Troszkę funkujący i z bardzo miłymi gitarowymi akordami. Russell chyba się dobrze podczas realizacji tego albumu bawił. To słychać. A jeszcze w drugiej części "She Moves Me" wdaje się w niewinne i absolutnie niewkurzające rapowanie. Nie znoszę określenia "bujający kawałek", ale ten naprawdę takowym jest. Hit, że hej! Tylko kto to dzisiaj wsadzi na top listy? Chyba tylko taki szaleniec, jak ja.
A co do naszych niedziel... Niebiesko Czarni mieli niegdyś taki przebój, którego refren niósł się: "...ale za to niedziela, ale za to niedziela, niedziela będzie dla nas...".
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"