środa, 12 października 2016

SOPHIE ELLIS-BEXTOR - "Familia" - (2016) -







SOPHIE ELLIS-BEXTOR
"Familia"
(EBGB's)
*****





Wydana przed dwoma laty płyta "Wanderlust" okazała się nie lada zaskoczeniem. Szczególnie dla kogoś, kto zapamiętał Sophie Ellis-Bextor jako dostarczycielkę przeciętnej popowej konfekcji. I proszę uwierzyć, że od czasu piosenki "Murder On The Dancefloor" minęły lata świetlne. Dzisiejsza Sophie w świecie piosenki jawi się wytworną damą, która wyśpiewuje nieporównywalnie atrakcyjniejsze nuty.
Wspomniana "Wanderlust" nie jest już jednak żadnym zjawiskiem, bo oto nadeszła kolejna - "Familia". Na pewno w niczym nieustępująca swej poprzedniczce, a bywa, że nawet ją przewyższająca. Zaczynam się bać, co będzie dalej, przecież nie da się wiecznie tworzyć arcydzieł.
Fakt, płytę akurat rozpoczyna przeciętnej urody "Wild Forever". A w drugiej jej części trafił się nawet jeden słabeusz, w postaci "My Puppet Heart". Zapomnijmy jednak o nich i posłuchajmy pozostałych dziewięciu. Każdą piosenkę da się postawić na piedestale dobrego smaku. Jakże brakuje dzisiaj tak zaaranżowanych i ciekawych melodycznie utworów. Kto wie, być może w ustach innych śpiewaków przepadłyby bez reszty, jednak Sophie wszystkie należycie oprawiła i przyozdobiła swym ze wszech miar cudnym!!! głosem. W tym wszystkim wspomógł ją Ed Harcourt, z którym artystka owocnie współpracuje już od pewnego czasu. Ów dżentelmen posiada duszę bliską dokonań Nicka Cave'a, bądź Toma Waitsa, co także dobitnie wypływa z piosenek tu zawartych. Tyle, że to taki raczej ponętny kobiecy mrok, tylko z lekka nadający się do zaciemnionych komnat starych opuszczonych zamczysk. Przy czym należy dodać, że Sophie i Ed całość zgrabnie podlali wpływami wielokulturowymi, co wynika z ostatnich podróży Sophie po Ameryce Środkowej oraz Łacińskiej. Wdzierają się zatem akcenty meksykańskie, szczególnie w balladzie "Hush Little Voices" (co za trąbka! - autorstwa Nicka Etwella), bądź też hiszpańskie - w finałowej i sentymentalnej "Don't Shy Away" - przyozdobionej harmonijką, smyczkami i gitarą flamenco.
Wielką siłę tego albumu stanowią ballady. Proszę posłuchać "Crystallise" (i koniecznie obejrzeć wideoklip), "Here Comes The Rapture" - z klasycyzującymi smyczkami, jak też "Unrequited" - także z subtelnymi skrzypcami oraz altówkami, wraz z wokalnym wsparciem Matthew Cawsa - znanego z amerykańskiej formacji Nada Surf. Do tego zestawu obowiązkowo należy jeszcze dołożyć "The Saddest Happiness". Znaczącą rolę odgrywa tu pianino Eda Harcourta - bliskie duszy Nicka Cave'a.
Zupełnie osobną kwestią wydaje się sam śpiew Sophie. Jakiś taki czarująco-kokietujący. Trudno się w nim nie zadłużyć. Potężny argument dla wszystkich zgromadzonych tu piosenek. Pomyśleć, że zupełnie zwątpiłem w XXI wiek. W to, że znajdę jeszcze Artystkę, której się chce. I która zagwiżdże na nosie tym wszelakim łomotliwym komputerowym aranżacjom, do których tak wiele jej koleżanek po fachu ma słabość. Choć raczej nazwałbym je wszystkie niewyszukanymi piosenkareczkami.
"Familia" jest płytą wspaniałą, a momentami wręcz wspaniałą niemożliwie. Acha, zapomniałbym, album pilotażowała taneczna piosenka "Come With Us". Podszyta funkowo-dyskotekową nutą, zupełnie jakby ze stajni Nile'a Rodgersa. Fantastyczna, jednak nie dająca wyobrażenia o reszcie dzieła.
Polecam wszelakim poszukiwaczom nietuzinkowości, zmysłowości i dobrego smaku. Innymi słowy: łowcom muzycznych skarbów.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"