piątek, 14 października 2016

SBB - "Za Linią Horyzontu" - (2016) -







SBB
"Za Linią Horyzontu"
(Polskie Radio SA)
***



Wyobrażałem sobie najnowsze dzieło SBB jako pełnię niezliczonych improwizacji, popisów, awangardowych smaczków, no i czegoś, co przede wszystkim przybliży niejednego spragnionego odbiorcę do dawnych lat 70-tych. Tym bardziej, że ówczesna dekada w polskim rocku należała w sporej części do tego zespołu. Innymi słowy, ostrzyłem zęby nie tyle na dobre rzemiosło i zgrabne melodie, co na odrobinę szaleństwa. Szczególnie, że w pamięci zachowałem niedawny bardzo piękny poznański koncert, pierwszy po reaktywacji wymarzonego składu: Józef Skrzek / Anthimos Apostolis / Jerzy Piotrowski. Wówczas muzycy zagrali jak natchnieni, a uczynili to dla zmarłego chwilkę wcześniej brata Józefa Skrzeka - Jana "Kyksa". Takie wydarzenie zapamiętuje się na całe życie. Teraz przyszła pora na nowe studyjne dzieło, nagrane w składzie, któremu przychodzi ukłonić się publiczności po ponad trzydziestu latach.
"Za Linią Horyzontu" (tytułowe nawiązanie do albumu "Nowy Horyzont") przyozdobiono efektowną okładką, która przybliża nas do pierwszych trzech płyt. Muzyka niestety raczej tylko po części.
Całość otwiera kompozycja "Odwieczni Wojownicy", która została oparta na "Wojownicy Itaki" - znanej z albumu "New Century" sprzed 11 lat. Tyle, że nowe jej wcielenie, chodź zachowuje melodię, to jednak toczy się w nieznacznie żywszym tempie. W dodatku autor tekstu Krzysztof Niewrzęda troszkę ją również wzbogacił. Piosenka wydaje się bardziej przystępna w odbiorze, by nie rzec - niemal radiowa. Bardzo ładna kompozycja, pełna uniesień i refleksji. Pod jej koniec Józef Skrzek cudownie się kilka razy wydziera. Aż dreszczyki po ciele przemykają. Tuż po niej następuje funkujący "Najwyższy Czas". Niespecjalnie przepadam za tego typu klimatami, ale końcowa partia organów naprawdę wspaniała. Następny "360 Do Tyłu", też nie bardzo zyskuje mą sympatię. W zasadzie nic się tutaj nie dzieje. Jednostajne nudne utrzymywanie rytmu przez Piotrowskiego i leniwe gitarowe wtręty Anthimosa, z których nic nie wynika. Ot, takie ilustracyjno-pejzażowe granie. O wiele lepsze wrażenie pozostawia po sobie następna w albumowej kolejności jazzująca "Goris". Józef Skrzek wreszcie należycie wykorzystuje tu swój talent do gry na instrumentach klawiszowych. W samej strukturze utworu nie dzieje się nic, jedno tempo, żadnych większych emocji, a mimo
wszystko słucha się tego przyjemnie. Podobne wrażenie pozostawia uczuciowo zaśpiewany i tytułowy zarazem "Za Linią Horyzontu". Aż żal, iż ten ledwie 4-minutowy fragment nie jest częścią jakiejś dłuższej formy. Zupełnie nie chwytam majaczącego "Pacific", choć następujący po nim najkrótszy w zestawie, i również podobnie zawodzący wokalnie "Zielony, niebieski, żółty", jakoś przykuwa uwagę, a nawet hipnotyzuje. Jednak dochodząc niemal do końca albumu odczuwałem spory niedosyt. Bo choć nie liczyłem na kopię szaleńczego eksperymentalnego debiutu, jak i na powtórkę mojego ulubionego "Memento z Banalnym Tryptykiem", to łudziłem się na coś z tamtych okolic. No i wreszcie jest! Finalizująca album 15,5-minutowa kompozycja "Suita Nr 9". Złożona z trzech części, której ostatnia zwie się "Cud Stworzenia Świata". To takie SBB jakie lubię najbardziej. Jerzy Piotrowski gra jazzowo, przy ładnej współpracy basu, a klawisze snują bujne pejzaże. I tak mniej więcej przez pierwszych sześć minut, po czym całość przemienia się w melancholijną nutę. Józef Skrzek intonuje wokalizą, po chwili dołączając tekst, a kompozycja robi się z każdą chwilą coraz bardziej przejmująca. Słuchacz wręcz wyczekuje eksplozji. A tu niespodziewanie utwór przenosi nas do innej krainy. Następuje kolejnych kilka minut swobodnego improwizowanego grania. I choć wydaje się, że już tak będzie do samego końca, to SBB znajdują jeszcze nieco czasu na ukojenie. Skrzek ponownie śpiewa, ale tym razem niemal modlitewnie, by na ostatnie dwie i pół minuty cały band ruszył do szaleńczego finału. I tylko jeszcze ostatnich kilkadziesiąt sekund zarezerwować dla króciutkiej kody. Świetna kompozycja. Chce się bez namysłu posłuchać jej ponownie. Szkoda, że zrodziła się tylko taka jedna jedyna w całym ponad 50-minutowym zestawie.
Obiektywnie płyta bez zarzutu. Zresztą inna być nie mogła. W sferze kompozycyjnej jednak rozczarowująca. Wierzę, że jednak w takim składzie powstanie jeszcze coś bombowego.







Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"