Postanowiłem dostosować muzykę do pogody. W tym celu uruchomiłem gramofon. Ponieważ na kompaktach niewielu mam klasyków. Wagner - ooo, to jest to. Preludia z oper. Szczególnie trzynaście minut z "Tannhäuser" w wykonaniu Drezdeńskich Filharmoników. Chyba najlepiej, gdy Wagnera grają Niemcy. Choć już z Chopinem bywa różnie. W tej materii często królowali Japończycy. Podobno większość Niemców nie znosi Wagnera. Poza Hitlerem, ale tego pana już od pewnego czasu na szczęście brak. Monumentalizm bijący z tej muzyki jest niezwykły. Słucha się tego niczym starego czarno-białego filmu. Jest dostojeństwo, powaga, no i rozmach! Gdy po czymś takim nastawimy najnowszych, niby gotyckich The Mission, to pioseneczki słodkie, jak popołudniowe ciasto do kawy.
Na dokładkę zapodałem syntezatorowego Tamása Mihály'ego. A raczej Mihály'ego Tamása, bo Węgrzy zawsze na początku podają nazwisko. Już tacy są. Amerykanie zaś datują od miesiąca, podając dzień w drugiej kolejności. Co kraj, to obyczaj. Tamás w Omedze pełnił rolę basisty, a raczej pełni - wszak nadal gra - tutaj wziął się za syntezatory i gitarę. Wspomogło go kilku ludzi, w tym János Kóbor (o pardon Kóbor János) - wokalista Omegi, który nie zaśpiewał ni wersu, za to pobawił się komputerami. W 1983 roku, gdy realizował się ten album, chyba każdy chłopiec pragnął postukać w klawiaturę i pojeździć suwakami w tę i nazad. Okazało się, że na nowoczesną nutę da się przerobić Wagnera, i też brzmi nieźle. A gdy na pierwszej stronie panowie zmierzyli się z klasykiem-krajanem Ferencem Lisztem, to już pełnia szczęścia.
Proszę się nie martwić, nie będzie w Nawiedzonym Studio nawet jednej Wagnerowskiej nuty. Dbam o eterową słuchalność, nie o eter do usypiania. Chociaż żałuję, teraz, gdy mamy w Aferze gramofon, zapodać Wagnera, to byłoby coś. Pomyśleć tylko, jak głupio by się zrobiło tym wszystkim Vox-ef-emom czy innym Mc komputerowym sieczkom.
A propos gramofonu... wypróbujemy go dzisiaj, dobrze? Zabiorę płytę lub dwie. Jak coś pójdzie nie tak, to przeprosimy się z niezawodnymi cedekami.
Piosenka na dziś: The Mission "Phantom Pain". Dwunasta i zarazem ostatnia na najnowszej płycie "Another Fall From Grace". Choć nie wiem, czy tak miało być, czy to literówka, ale oznaczono ją jako "10", przy czym "10", to "Jade". Wayne Hussey zapewne zabawił się z nami, tylko na razie nie potrafię tego rozszyfrować.
Nie twierdzę, że to najlepszy numer z płyty, lecz z każdą sekundą nabiera tytułowego "upiornego bólu", tak więc dobrze powinien się spisać przy tegorocznej jesieni. Husseya wspomogła (choć przecież nie tylko tutaj) dobrze nam znana Julianne Regan - wokalistka All About Eve. Nie pierwszy raz zresztą. Oboje nagrali niegdyś nawet wspólną płytę - szkoda, że słabiutką.
Gdyby czasem jeden kawałek (7,5-minutowy!) Państwu nie wystarczył, to Misjonarze polecają się jeszcze z przebojowym "Never's Longer Than Forever" - z niespecjalnie dotąd znaną Evi Vine, a także z "Within The Deepest Darkness (Fearful)" - gościnnie Gary Numan, natomiast gitara zabrzmiała jak z debiutanckiego "Gods Own Medicine", do nich dołóżmy jeszcze flirtujący słowną grą "Met-amor-phosis".
Do usłyszenia o 22-giej.....
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"