Kolejny szary poranek. Tegoroczna jesień niełaskawa. Otwieram komputer, a tam...Andrzej Kopiczyński nie żyje (....) aktor miał 82 lata (...) od dawna zmagał się z chorobą Alzheimera....itd.... Dalej każdy wie, choć dziennikarzom wypada przytoczyć jeszcze przynajmniej kilka filmowych i teatralnych ról, by na końcu zaznaczyć, że przede wszystkim sławę zyskał jako odtwórca głównej roli w serialu "Czterdziestolatek". I powiem Państwu, że ja właśnie Andrzeja Kopiczyńskiego kocham za bycie Stefanem Karwowskim. Lubię go cytować, często o nim myśleć. Wcale nie tak zwyczajowo, a naprawdę, od serca. Często i z ogromną frajdą oglądam z DVD ten serial. Minionego lata powtórzyłem wszystkie odcinki, a niektóre obejrzałem wielokroć. Bo lubię, bo kocham - i kto mi zabroni. Mogę łyżkami jeść Andrzeja Kopiczyńskiego (i kilku innych serialowych bohaterów także). Nie znam się na aktorstwie, lecz uważam Pana Andrzeja za aktora wybitnego. Jak nieżyjącą już Panią Irenę Kwiatkowską, także Pana Ryszarda Pietruskiego, czy nawet Pana Saturnina Zórawskiego. Wszyscy już niestety nie żyją. Pani Irena od niedawna, Pan Ryszard od lat dwudziestu, z kolei Pan Saturnin zmarł, gdy telewizja jeszcze ów serial emitowała. O Panu Andrzeju Kopiczyńskim dowiaduję się z przykrością dzisiaj - w moje pięćdziesiąte pierwsze urodziny. Ta moja "trzynastka" nie jest dla wielu szczęśliwa. Rinka (psinka jamniczka) umarła też ponad dwadzieścia lat temu w moje urodziny, w dodatku w wieku trzynastu lat. Ktoś wierzy w przeznaczenie, w los, w liczby? Ja chyba trochę wierzę. Bardziej, niż tylko w jednego Boga.
Smutny to tydzień. Nie tylko w opłakanej pogodzie, ale wieści przynosi złe. W miniony wtorek zawitał dobry znajomy, a mój imiennik. Zakomunikował, że zmarł jego młodszy brat Bogumił. Dla kogo Bogumił, dla kogo Bodziu. Dla mnie od zawsze był Bodziem. Dla dawnych płytowych giełdziarzy, także. Czasy "Wawrzynka", "Maćka" czy też w końcowej fazie prawdziwych giełd (i tamtej atmosfery!) klubu "NURT". Choć ten ostatni etap, to już było giełdowe dogorywanie. Bodzia pamiętam bardzo dobrze. O muzyce sporo przegadaliśmy. Mieliśmy często podobny gust. Bodzio lubił Eloy, Barclay James Harvest (ooo, tych to nawet kochał), a także te wszystkie hard rocki, melodyjne heavy metale, itp. Nie widzieliśmy się dobrych kilka lat. Cztery, może pięć. Bodziu mieszkał nieblisko i nie bardzo nasze drogi chciały się przeciąć. Ale wiedziałem, co u niego. Od jego brata, z którym widuję się niemal każdego tygodnia.
Bodzio nie słuchał Nawiedzonego Studia. Czas mu nie pozwalał, za to regularnie czytywał Blog Nawiedzonego, a o naszej niedzielnej muzyce dowiadywał się od Andrzeja - mojego stałego Słuchacza.
Bodzio w ostatnich miesiącach tracił na wadze, choć miał apetyt i nie szczędził sobie. Bał się wizyty u lekarza, choć Andrzejowi obiecał ją złożyć. Po wakacyjnym urlopie. Słowa jednak nie dotrzymywał. W ostatni poniedziałek zamknięty w pokoju słuchał muzyki, zapewne po coś wstał i straciwszy równowagę objął jeden z dużych głośników, z którym upadł. Na nic szybka reanimacja. Szkoda chłopa. W listopadzie ukończyłby sześćdziesiąt lat.
Musiałem Państwu napisać, bo nawet nie zdajecie sobie sprawy, że muzycznie niejeden z Was wiele mu zawdzięcza. Bodziu miał jedną z pierwszych wypożyczalni płyt kompaktowych w Poznaniu, a nawet i w Polsce. Z jego płyt korzystały radiowe "Dwójka" i "Trójka". Po wielu audycjach szły w eter imienne podziękowania.
W miniony weekend Bodziu z żonką wybrali się na zakupy. W perspektywie już zimowe. Ponoć nabył kurtkę, spodnie, ciepłe skarpety...., a nieco wcześniej zamówił kanapę. Z tą kanapą zupełnie jak u mnie. Z tym, że moja już dojechała, a jego dotrze dopiero za kilka dni.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"