Za namową Szanownych Państwa, a i kilku Facebookowiczów, nastawiłem w miniony poniedziałek w komputerze "Trójkę". Przewidziano w niej wieczór poświęcony Tomkowi Beksińskiemu. Mieli wypowiadać się znajomi, przyjaciele, a także twórcy i aktorzy "Ostatniej Rodziny". Na "deser" zaś przewidziano wyemitowanie ostatniej audycji Nosferatu z nocy 11- na 12-ego grudnia 1999 roku. Uruchomiłem w komputerze radiowy odbiornik, gdy u gospodyni Anny Gacek wypowiadał się Wiesław Weiss. Przyłożyłem uszu na dobrych kilkadziesiąt minut. Więcej zaś spodziewałem się po rozmowie z bohaterami "Ostatniej Rodziny", jak i po samych pytaniach od publiczności. Sam miałbym z rękawa co najmniej z tuzin, natomiast publiczność zgromadzona w studio mocno rozczarowała. Jedna Pani nawet nie mogła się nadziwić Zosi Beksińskiej, jak ta mogła wytrzymać z dwoma takimi chłopami w domu. No faktycznie, intrygujący wniosek w całej tej historii.
Audycji Tomkowej nie posłuchałem. Nie muszę, znam na pamięć. Mogę jej posłuchać w dowolnej chwili. Od kilkunastu lat posiadam zarchiwizowaną na czterech płytach CD, nawet z efektowną kolorową okładką, którą ktoś w stosownym czasie dorobił.
Rozczytuję się w książce Wiesława Weissa. Dobre ma autor pióro, co wiadomo nie od dziś. Całość została wzbogacona o ciekawe anegdoty. O historie serio rodem, jak i całkiem zabawne. Popłakałem się ze śmiechu z tego, co Beksiu z Gajewskim wymyślali na improwizowane scenki podczas zajęć z języka rosyjskiego. Że jako smaczek zasugeruję jeszcze genialny wykręt w szkole średniej ze znienawidzonego WF-u. Też się wykręcałem, gdy w grę wchodziła koszykówka, albo biegi. Choć to oczywiście tylko sympatyczne wtręty do bogatego duchowo życia Tomka. Zakupcie Państwo tę knigę - polecam! Przynajmniej na podstawie tego, co już za mną. A dopiero się rozkręcam. Czytam powoli i ze zrozumieniem. Tak, jak lubię, i jak potrafię. Czasem cofając się do co ciekawszych fragmentów, przerabiając je po raz kolejny. To jeden z powodów, przez który nigdy nie potrafiłem połykać książek i czytać na wyścigi. No i tak jak Nosferatu, nigdy nie czytywałem czegoś, co mnie nie interesowało. Odpuszczając w życiu większość nudnych szkolnych lektur. Beksiu też nienawidził "Chłopów" i "Nad Niemnem". Porządna chłopina.
Nie wiem czy Państwo zauważyliście, ale od kilku dni mamy jesień. Do wczoraj nawet Złotą, dzisiaj już bardzo Polską.
Czuję lekkie podekscytowanie, do Afery dotarł gramofon. Już od teraz można tworzyć audycje z prawdziwych winylowych płyt. Nie muszę ich przegrywać. To świetna wiadomość. Do tej pory nie opłacało się przegrywać całego albumu w celu zaprezentowania z niego na przykład tylko jednej piosenki. Wybierałem zatem te, z których na nadanie w eter zasługiwały przynajmniej trzy lub cztery.
Mój Szanowny realizator Tomek trochę przestraszony. Nie dziwię się, Tomek to typowy kompakciarz, ale pojmie całą tę zabawę szybciej, niż mu się wydaje. Nie zdziwię się, jeśli niebawem sam zakupi gramofon i zacznie zbierać winyle. Bo kto raz wpadnie w te sidła.... I to jest właśnie "dobra zmiana". Bez pustych deklaracji, zawalania ekonomicznie gospodarki czy naginania zasad demokracji. W Aferze z gramofonu ucieszy się przynajmniej jeszcze kilka innych osób, o czym jestem głęboko przekonany.
Przeskakując z kwiatka na kwiatek.... muszę się Państwu pochwalić, iż od poniedziałku jestem już szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza najnowszego albumu Raya Wilsona. Niestety także z autografem, ale co tam.... i tak się cieszę. Pięknie dziękuję darczyńcy, który zapragnął pozostać anonimowym. W najbliższą niedzielę nastawimy sobie jakiś fragment - z już mojego CD. Ciekawe, czy zagra inaczej?
Przyjechała ponadto przesyłka z Japonii. Ależ niespodzianka! Nie nie, słówka przed niedzielą nie szepnę. Posłuchamy wspólnie, to się wyjaśni. Tymczasem - tajemnica.
Jak dawno już nie kupiłem żadnego "Japońca". Z tymi "krzaczkami", co powszechnie zwie się obi. I jak się ten papierek "obi" przez nieumyślność wyrzuci, to płyta znacznie traci na wartości. Tak więc proszę tego nigdy nie robić. Osobiście kolekcjonuję te krzaczki, choć mam w zbiorze kilka Japońców bez tychże, no ale są to płyty z tzw. drugiej ręki. Czyli od właściwych sprawców tych niechybnych czynów.
Piosenka na dziś.... a raczej suita: Procol Harum "In Held 'Twas And I" - w genialnej koncertowej wersji z albumu nagranego z Orkiestrą Symfoniczną z Edmonton pod koniec 1971 roku. Niech będzie to mój ukłon w stronę Beksia, który uwielbiał właśnie tę wersję ponad wszystkie inne. Rzeczywiście nieporównanie lepszą od chwilkę wcześniejszej studyjnej. Tomek Beksiński uważał "In Held 'Twas And I" za jeden z utworów życia, a więc wszelkiego rodzaju inne próby zachęcenia Państwa do jej posłuchania, byłyby wręcz nietaktowne.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"