wtorek, 20 września 2016

księgarnia na Boninie

Wejściowe białe drzwi nie były kiedyś tak klasowe.
Trwa ostatni tydzień lata. Od najbliższego piątku jesień. Termiczna już. Zapuściłem najnowszą Sophie Ellis-Bextor - od razu zrobiło się cieplej. Zaś na boiskowe pola winogradzkie zjechało wesołe miasteczko. Jak co roku o tej porze. Gdy robi się chłodniej, i gdy truskawki ustępują miejsca grzybom, a słońce chmurnym obłokom.
W niedzielne popołudnie wyruszyłem szlakiem wspomnień. Dotarłem na dawny Bonin. Osiedlowy usługowo-handlowy pawilon stoi nienaruszenie. Nawet ładniej, bo jakiś taki odnowiony. Szkoda, że wszystko z racji niedzieli zamknięte. Wszedłbym do środka, zobaczyć dawne schody prowadzące do księgarni na pięterku. Księgarni już nie ma, to wiem, lecz schody powinny przetrwać. Na dole wszystko po staremu. Po lewej mięsny, po prawej samoobsługowy spożywczak. Jedynie firmy się pozmieniały. "Chata Polska" - tego w latach 70-tych nie było, choć z tym też różnie bywa. Ile razy kupuję jakiś produkt, na którym zapisane, że firma istnieje od np. 1929 roku, a ja coś nie pamiętam jej z czasów młodości. Przodują w tym wszelakiego rodzaju browary. Dajmy na to: piwo Leżajsk od 1525 roku. Ciekawe, czy w owym szesnastym wieku w składach stawiono beczki z nalepkami "Leżajsk"? Inną sprawą, jaki był smak tego diabelstwa. Że o bąbelkach nie wspomnę.
Na tyłach budynku. Po prawej ku górze, to było właśnie tam.
Na Boninie w księgarni pracowała bardzo cierpliwa ekspedientka. Tłoku tam nigdy nie było, ale robota ciężka. W osiedlowych księgarniach bywało mniej atrakcyjnie, niż w Centrum miasta. Należało hasło "nie ma" mieć opanowane do perfekcji, a przy tym polecać towar gorszego sortu - jako pełnowartościowy. Choć i na tych mocno przebranych półkach dało się znaleźć czasem coś ciekawego. W samych książkach nie wiem, nie powiem, ponieważ nigdy ich nie połykałem, ale w płytach.... Pamiętam jak leżakowały niektóre fajne tytuły, których krajowe oficyny wytłoczyły z nadwyżką. Gospodarka planowana przeważnie źle liczyła. Wszyscy poszukiwali "samochodowej" Abby (trzeci album - wydany u nas na licencji), to za nic nie starczało, za to mocno popularnego Africa Simone (tego od "Ramaya") aż pękało w szwach. Wytłoczono go dla podwójnej nacji Polaków, natomiast po Abbie tylko opadał kurz. Byłem w Arenie na koncercie Africa Simone. Pierwszym w moim życiu. Zabrał mnie wspomniany niedawno Fredziu ze swoim Tatą. Udało się, bo miała pójść z Fredziem jeszcze jego Mama, lecz w ostatniej chwili się rozchorowała. Bilet nie mógł przepaść, więc Fredek zbiegł z siódmego piętra w śliskich laczkach, bym czym prędzej zarzucił odzienie i zabrał się z nimi. Kurcze, ale było fajnie. Africowi zrobiono nawet wybieg. Światowo, że hej!. Takie cuda miewali później U2, ale Afric Simone był przed nimi.
Tak więc, w mojej księgarence płyta Africa Simone poleżała nieco dłużej, niż w tej najlepszej muzycznej im.K.Szymanowskiego, mieszczącej się na rogu 27 Grudnia a Lampego (dzisiejsza Gwarna). Bez wystawania w kolejce kupowałem licencyjnych Atomic Rooster, Procol Harum czy Rare Bird. A także koncertówkę, plus genialny "Blue Breeze" holenderskich Livin' Blues. Jak też singla Queen z najlepszą piosenką wszech czasów "Bohemian Rhapsody". Z kolei mój kolega Leszek dorwał bez problemu "Kamienie" Breakoutów, których wówczas jeszcze nie pojmowałem. Ale już chwilę później finałowa "Modlitwa" położyła mnie na łopatki. To właśnie tam kupiłem niedawno przypomniane w Nawiedzonym Studio Czerwone Gitary "Port Piratów", oraz całą rzeszę piosenkarzy i piosenkarek, których słuchałem namiętnie. Do tego jeszcze dochodziły single, pocztówki dźwiękowe.... Choć tych ostatnich, zatrzęsienie stało w dawnym MPiK-u (stara nazwa Empiku) u zbiegu ulic Ratajczaka a 27 Grudnia - po skosie na prawo od dzisiejszego Empiku, tego przy Placu Wolności.
Stan miejsca na połowę września 2016 r.
Sięgając wstecz do pożółkłych kartek wspomnień zaznaczę Państwu, iż modnych dzisiaj na winylowych nośnikach Novi Singers, jak późniejszych numerów serii "Polish Jazz" (za którymi wszyscy się dzisiaj zabijają) dawało radę zdobywać za grosze. Często przeceniano takie płyty z 65 złotych na 20 lub nawet 15. A gdy w tej cenie nie znaleziono nabywców, to lądowały jako dodatki do loterii książkowych na corocznych kiermaszach pierwszomajowych. Sięgnijcie Państwo po okładki dawno zapomnianych nagrań. Na pewno posiadacie je gdzieś w swoich szpargałach. Na niejednej okładce dostrzeżecie stempelek o treści: "cena zniżona 15 zł", albo "loteria książkowa". Podczas, gdy te same płyty Dżambli, Polish Jazzu, bądź Budki Suflera z przesadzonym nakładem "Przechodniem Byłem Między Wami", dzisiaj już trzeba odkupić za grubszą forsę. Pod tym względem pozmieniało się.
Historia bonińskiej księgarni jest tak długa, jak moje spędzone tam dzieciństwo. Najlepsze. Bo czy mogło być piękniej, skoro vis a vis owego pawilonu, tuż po prawej stało boisko szkolne, a po lewej harcówka - z jeszcze fajniejszym boiskiem. Mniejszym, ale chyba wszyscy je bardziej lubiliśmy. I trudniej było się na nie załapać. Motorniczowie obrywali po tramwajowych szoferkach, gdy szły
walki o górne piłki, a te przelatywały przez płot prosto na nich. Nigdy też nie starczało chętnych do przeskakiwania go po odzyskanie futbolówki. A ileż to razy po zakończonym meczu, bądź w jego przerwie, biegałem do księgarenki po jakiś nowy kawałek na dźwiękowej pocztówce...





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"