Jeśli zatem "to coś" miało być promocją polskiego futbolu, to szczerze gratuluję. Lepiej było już pograć w skromniejszej, lecz odpowiedniej Lidze Europejskiej. Ale nie, bo włodarze Legii są zachłanni. Tu przecież nie chodzi tak naprawdę o sukces piłkarski, a po prostu tylko o forsę.
W ostatnim "Cafe Futbol" sam Michał Żewłakow (dyrektor sportowy Legii) w rozmowie z Mateuszem Borkiem przyznał, że dla Legii najważniejsza jest krajowa liga, nie Liga Mistrzów. Bo oni z góry wiedzą, że nie mają szans nawet na trzecie grupowe miejsce (premiowane dalszym uczestnictwem w Lidze Europejskiej), chodzi tylko o to, by sobie pograli i wyszarpnęli jak najwięcej punkcików - czytaj: kasy. Gdyby czasem jakimś cudem strzelili choćby jednego gola, lub nie daj Boże ugrali remis. Tylko kim? Tymi Nikolicami, Longilami? Proszę mnie nie rozśmieszać. I nie mówmy o idei sportu, albowiem w tym konkretnym przypadku zabrzmi to obrzydliwie.
Drugą częścią kompromitacji są warszawscy kibole. Podobno ludzie deklarujący miłość i przywiązanie do klubowych barw. A jednak czyniących wszystko, by je zbesztać i zawstydzić. Mam nadzieję, że UEFA nie będzie pobłażliwa i ukarze klub zakazami stadionowymi, jak i przede wszystkim dotkliwymi karami finansowymi.
Inną kwestią jest obecny regulamin rozgrywek. Po czorta 32 zespoły, powinno być 16, wówczas zaoszczędziłoby to męki wielu słabeuszom. A i tego samego również widzom. Szkoda mi tych wszystkich Manchesterów, Bayernów, które muszą tułać się po świecie, marnować czas i siły, na "treningowe" mecze z takimi słabiakami, jak Legia, Rostow, Celtic....
Żadnych emocji, no bo co mogą wywoływać w człowieku takie jednostronne widowiska?
Jakże inaczej ogląda się dwóch niższego kalibru przeciwników, grających jak równy z równym. Wczorajszy mecz Ligi Europy, pomiędzy Maccabi Tel Aviv a Zenitem Sankt Petersburg, to dopiero było coś! Prawdziwy żywioł, walka na śmierć i życie. Do 77 minuty Maccabi prowadziło u siebie 3:0, wydawać by się zatem mogło, że już pozamiatane, a tu nie, robi się trzy jeden, po chwili trzy dwa.... Zenit nabiera tlenu w płuca i gniecie. Wyduszają w końcu trzy trzy, Maccabi już ledwo dyszą, ale rozpaczliwie próbują utrzymać przynajmniej ten remis. I zarazem cenny jeden punkcik. Niestety, nie udaje się. Kończy się na 3:4, ale i tak izraelscy kibice biją brawo.
Za taką Ligę Mistrzów, z udziałem takiego Mistrza Polski, to ja serdecznie dziękuję. Już nawet pomijając sam fakt, że rozchodzi się o nielubianą przeze mnie Legią. Bo gdyby naprawdę godnie zagrali, przyklasnąłbym - jak normalny neutralny kibic. Jednak kopacze tylko wstydu narobili. Z kolei "prawdziwi patrioci" będą mieli teraz podwójny pretekst do lania po mordach każdego, kto się w Stolicy odezwie po niemiecku.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"